Piątek
31.10.2008
nr 305 (1188 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Czy wybory w PZŁ są demokratyczne? autor: Piotr Gawlicki
W jednym z postów na forum użytkownik Mareczek wskazał drogę, na której szeregowi myśliwi mogą doprowadzić, do poprawy działania organów PZŁ, cytuję: ..."na walnym WYBIERZCIE mądrych delegatów z koła. Niech oni WYBIORĄ mądrych ludzi do Okręgowej Rady Łowieckiej. Ta z kolei niech WYBIERZE satysfakcjonującego Was, także pod względem wykształcenia, łowczego okręgowego. Teza brzmi atrakcyjnie, ale w warunkach i strukturach PZŁ jest absolutnie nieprawdziwa. Dlaczego tak jest, wyjaśnię tak Mareczkowi, jak i innym czytelnikom w niniejszym felietonie.

Mareczku, prześledźmy po kolei, zaczynając od wyborów delegatów na zjazd okręgowy w kole, jak działa Twoja teza. Postulujesz wybory najmądrzejszych ludzi, którzy demokratycznie wybrani wybiorą podobnych z zjeździe. Jednak w większości kół szeregowi członkowie dysponują małą wiedzą jak działają organy PZŁ, statut pamiętają najbardziej ten z czasów, kiedy zdawali egzamin, a czas zaciera pamięć. Tymczasem Zrzeszenie nie prowadzi ŻADNEJ działalności edukacyjnej i informacyjnej, z której szeregowi członkowie mogliby się dowiedzieć cokolwiek o praktycznym działaniu organów. Ponadto, członkowie kół generalnie nie znają działaczy okręgowych, bo ci w kole się przez lata nie pokazują. Kontakt myśliwych z ZO, to najczęściej podstemplowanie legitymacji, a ci którzy mieli jakiś kontakt z organami i wiedzą cokolwiek o ich pracy, są w zdecydowanej mniejszości. Skąd więc mają mieć jakiekolwiek pojęcie, kto jest dobry i mądry, a kto tylko załapał się na jakąś funkcję z układów? Gdyby zaś w jakiś sposób wiedzieli, że działaczy obecnej kadencji trzeba zastąpić mądrymi, to skąd mają wiedzieć, kto też mądry wybrany zostanie w innych kołach okręgu, kogo należałoby popierać? Nie ma przecież w Zrzeszeniu ŻADNYCH struktur poziomych, w których członkowie kół mogliby sobie wyrobić pogląd i przedyskutować, kto będzie wartościowym kandydatem i do jakiego stanowiska. A w ogóle członkowie kół nie mają zielonego pojęcia, kto będzie kandydował na stanowiska przewodniczącego ich Zarządu Okręgowego i Prezesa ich ORŁ, nie mówiąc już o Przewodniczącym Zarządu Głównego i Prezesie NRŁ.

Ukształtowany w latach 50-tych ubiegłego wieku centralizm Związkowy, nie dopuszczał w PRL i nie dopuszcza w III RP możliwości dogadywania się szeregowych myśliwych na poziomie choćby tylko kół dzierżawiących obwody w gminie, czy powiecie. To również dlatego portal i dziennik "Łowiecki" są postrzegane w organach wszystkich szczebli PZŁ jako zagrożenie, bo promują wymianę myśli i poglądów wśród szerokich rzesz członków, a nie przesyłają jedynie słusznych tez z góry na dół, jak to przez ostatnie 50 lat w PZŁ było i jest dalej np. poprzez miesięcznik Łowiec Polski. No ale powiedzmy, że choć członkowie w Twoim kole nie wiedzą, na kogo przyjdzie głosować delegatom, to wierzą w Twoją Mareczku mądrość i powierzają Tobie oraz drugiemu mądremu członkowi honor reprezentowania koła na zjeździe okręgowym.

Znacie oczywiście problemy, które chcielibyście, żeby zostały podjęte na zjeździe, ale nie znacie delegatów z kół z tej samej gminy, czy powiatu, nie mówiąc już o całym okręgu. Nie wiecie, czego oni oczekują od zjazdu, tak samo jak oni nie wiedzą nic o waszych poglądach i oczekiwaniach. Nikt z was nie ma pojęcia, kogo przyjdzie wam wybierać na zjeździe, ani nie znacie żadnej z osób, które będą na zjeździe rekomendowane jako kandydaci do ORŁ, NRŁ, czy na zjazd krajowy. O zgłaszaniu się kandydatów wcześniej, tak jak to po 1989 r. stało się regułą poczynając od patii politycznych, po związki zawodowe i samorządy, PZŁ nie zająknął się przez ostatnie 19 lat.

Przyjeżdżacie na zjazd i wchodzicie na salę o 9:00, gdzie siedzi np. ca 150 delegatów, generalnie sobie obcych oraz delegowani na zjazd przedstawiciele krajowych organów Zrzeszenia, członkowie okręgowej rady łowieckiej, prezes OSŁ, przewodniczący OKR, ORD oraz członkowie honorowi z okręgu (cytuję statut) i zaproszeni goście. W ten sposób mamy już na sali ca 200 osób, a tym np. Ty i drugi mądry delegat z Twojego koła, patrzący bezradnie, czy są tu jeszcze inni mądrzy i zastanawiacie się, kogo też będziecie wybierać.

Rozpoczyna się zjazd. Ustępujący prezes ORŁ zaprasza do prezydium gości, reprezentantów organów krajowych PZŁ i ewentualnie inne osoby, może wojewodę i dyrektora RDLP. Proponuje kandydaturę przewodniczącego prezydium zjazdu. Z sali propozycji nie ma, bo ludzie się nie znają, a zwyczaju zgłaszania się samemu nie ma. Gdybyś Mareczku sam zgłosił drugiego delegata z Twojego koła na przewodniczącego, to nikt go przecież nie zna i nie ma szans na wybór. Kandydata zgłoszonego przez prezesa ORŁ zna co najmniej z nazwiska połowa, albo i więcej delegatów. Dużo o nim nie wiedzą, bo jawność działania i pełne informowanie członków to ostatnia rzecz, na jaką pozwalają ZO i ORŁ, biorące przykład z ZG i NRŁ, no ale siedzi już długo na stanowiskach w okręgu, zna się pewnie na organizacji zjazdu i przeprowadzi go sprawnie. Więc bez bólu, bo to i mała rzecz, kandydat ORŁ wybrany zostaje na przewodniczącego.

Teraz ta sama procedura powtarza się z członkami prezydium, których w ten sam sposób na wniosek przewodniczącego zjazd wybiera. Porządek obrad przygotowała wcześniej i wydrukowała ORŁ, ale przed jego przyjęciem, zrywasz się z miejsca i składasz propozycję dodania punktu dot. koniecznych Twoim zdaniem zmian w Statucie oraz propozycji podjęcia uchwały, żeby protokoły z posiedzeń ZO, ORŁ, NRŁ i ZG były dostępne dla zainteresowanych członków Zrzeszenia, a obrady Kapituły Odznaczeń Łowieckich zostały odtajnione. Na to prosi o głos Przewodniczący ZO i tłumaczy, że zaproponowana tematyka nie mieści się w kompetencjach Zjazdu Okręgowego, wyjmuje Statut, czyta §124 statutu i stwierdza, że tematyka ta nie może być na zjeździe poruszana, bo łamano by Statut. Głos zabiera również przedstawiciel organów krajowych i jest nim np. prawnik z Biura Prawnego ZG. Wyjaśnia, że taka zmiana porządku obrad nie może być głosowana. Zaczynasz coś mówić o łamaniu demokracji, na sali robi się coraz głośniej, jedni byliby gotowi poszerzyć porządek inni, w tym wszyscy obecni działacze oczywiście nie, ale trudno wśród siedzących rozpoznać, kto delegat, a kto tylko gość, a wszyscy się przekrzykują. Przewodniczący ucisza salę (ma przecież jako jedyny mikrofon) i przypomina, że na godz. 13:30 planowany jest obiad i będzie serwowany pieczony dzik, a salę mamy udostępnioną tylko do godz. 17:00, więc również z tych powodów musimy się spieszyć, a przecież porządek obrad i tak jest rozbudowany. Ogłasza, że przychyla się do zdania osoby najlepiej znającej prawo łowieckie (dziękuje przy tym koledze prawnikowi za wyjaśnienia – część sali bije brawa) i poddaje pod głosowanie porządek obrad zgłoszony przez ORŁ. Jest kilka głosów przeciw, Ty również, ale większość nie chce łamać prawa, które słabo zresztą zna i chce iść dalej z programem, bo przecież i tak najważniejsze są wybory. Na razie wszystko idzie jak za starych dobrych czasów sprzed 1989 r., tak było na zjazdach spółdzielców, zebraniach partyjnych, obradach Wojewódzkiej Rady Narodowej, czy też zjazdach PZŁ z lat 60-tych, 70-tych i 80-tych ub. wieku. I tak będzie dalej.

Po przyjęciu porządku, przychodzi czas na regulamin zaproponowany przez ORŁ. Najważniejsze zapisy tego regulaminu, to prawo odbierania głosu dyskutantom wypowiadającym się na tematy spoza porządku obrad (teraz wiadomo, dlaczego tak broniono porządku przygotowanego przez ORŁ) oraz tym, którzy przekroczą wypowiedzią limit 3 minut. W tym kontekście może dziwić zapis regulaminu, że czas wystąpień gości zjazdu nie jest limitowany i każdy z nich może zająć na mównicy tyle czasu ile tylko zechce. Delegat z innego koła, również mądry i odpowiedzialny jak Ty z kolegą, prosi o głos i proponuje, żeby ograniczenia czasu wypowiedzi wykreślić z regulaminu. Na to przewodniczący obrad, albo ktoś z członków organów okręgowych rzuca retoryczne pytanie. „Czy Koledzy zdajecie sobie sprawę, że na zabranie głosu przez 150 delegatów przy tylko 3 min. na delegata, potrzeba 450 min., a więc 7 i pół godziny? A co będzie, jak ograniczeń żadnych nie będzie? Zgodzicie się Koledzy siedzieć tutaj do jutra?” Oczywiście nikt nie zaplanował sobie obrad dwudniowych, duża część obecnych ma do swoich miejsc zamieszkania podróż 1-2 godz., a jeszcze trzeba zjeść obiad, no i zwolnić salę do 17:00. Propozycja zmian do regulaminu nie przechodzi, w imię sprawności logistycznej zjazdu, a w ogóle to najważniejsze są wybory.

Jest już godz. 10:30, a za 3 godz. jest obiad. Trzeba raźnie zabrać się za kolejne punkty porządku obrad, czyli sprawozdania prezesa ustępującej ORŁ oraz przewodniczących innych organów okręgowych. Odczytanie sprawozdań trwa ca 2 godz., w tym przerwa na papierosa. Po sprawozdaniach rozpoczyna się dyskusja. Zgodnie z regulaminem, do głosu trzeba zgłaszać się pisemnie na kartkach składanych w prezydium. Mądrzy, ale i śmiali delegaci zapisują się wśród innych, ale tłoku nie ma. Kiedy przychodzi kolej na jednego z nich, to np. podnosi niekompetencje zarządu okręgowego, który przez 5 lat niczego nie wniósł do pracy jego koła, a jak już, to nie potrafił kołu pomóc tylko przeszkadzał. Wypowiada się krytycznie o ustępującej ORŁ, która np. nie potrafiła uporać się z przekrętami działaczy, skutkującymi wkroczeniem prokuratora z zarzutami wobec niektórych działaczy okręgowych. Żeby w przyszłości nie dopuszczać do takich sytuacji, proponuje zawrzeć w uchwale obowiązek udostępniania protokołów z posiedzeń ORŁ i ZO na życzenie każdego członka PZŁ. Na sali podnosi się szum oraz słychać tupania, ale znów nie wiadomo kto tupie, delegaci czy goście, bo pod blatami nie widać czyje nogi podskakują. Przewodniczący oczywiście ucisza salę i informuje mówcę, że jego czas upłynął, a on jako przewodniczący nie dopuści, żeby łamany był regulamin obrad przyjęty demokratycznie przez delegatów. Następnych kilku delegatów wygłasza hymny pochwalne wobec ustępujących władz, nagradzane oklaskami, dalej nie wiadomo, czy delegatów, czy gości zjazdu. Następny mądry delegat, próbuje w swoim wystąpieniu nawiązać do wypowiedzi krytycznych, ale ma za mało czasu, żeby rozwinąć temat. Goście zjazdu, którzy też zabierają głos w dyskusji, żadnych ograniczeń czasowych nie mają i godzina dyskusji upływa bardzo szybko. Teraz tylko obiad i po nim wybory, które może spowodują zmiany na kluczowych stanowiskach w okręgu, na co mają nadzieje mądrzy delegaci, liczący, że może ich 3 minutowe wypowiedzi, dotarły do delegatów.

Zgodnie z regulaminem wybory rozpoczynają się od zgłaszania kandydatur. Ustawia się długa kolejka i zgłaszane są z mównicy kandydatury. Ty Mareczku zgłaszasz do ORŁ oraz jako delegata na zjazd krajowy tą osobę, która chciała zmienić regulamin obrad, ale sam się nie zgłaszasz poprzez kolegę z koła, bo masz dość dotychczas pełnionych funkcji i niech nowe twarze pokażą się w okręgu. Kończąc proponujesz, żeby wszyscy kandydaci wypowiedzieli się, jak widzą swoją pracę w organie, do którego kandydują oraz odpowiedzieli na ewentualne pytania z sali. Przewodniczący obrad odpowiada, że wystarczy rekomendacja zgłaszającego, a gdyby wszyscy kandydaci, których już jest kilkudziesięciu zechcieli się wypowiedzieć, albo odpowiadali na pytania delegatów z sali, to obrady nie skończą się do nocy. Poza tym oczywiście regulamin obrad tego nie przewiduje, a przyjęliśmy przecież ten regulamin w demokratycznym głosowaniu. Ostatecznie członek komisji wyborczej odczytuje nazwiska kandydatów z pytaniem, czy zgadzają się kandydować. Kandydaci podnoszą się z miejsc i wszyscy się zgadzają i to jest 5 sekund, kiedy możesz choć optycznie zobaczyć, kto jest kto na liście kandydatów. Rekomendacji już nie pamiętasz, bo dotyczyła konkretnego nazwiska, a teraz trudno jest w kilka sekund skojarzyć twarz z nazwiskiem i rekomendacją. Nagle przy jednym nazwisku cisza, bo nie ma kandydata na sali. Na to przewodniczący ustępującego ZO wchodzi na mównicę i informuje, że ten kandydat jest już od trzech kadencji członkiem ORŁ i na pewno zgodziłby się kandydować, ale ważne dla państwa Polskiego sprawy nie pozwoliły mu na obecność na zjeździe. Brzmi bardzo poważnie, a Przewodniczący ZO proponuje, żeby przyjąć jego osobiste zapewnienie, że kandydat wyraża zgodę. Nie jest to zgodne z regulaminem, ale nikt nie oponuje i kandydat ten z listy nie spada.

Komisja skrutacyjna rozdaje kartki do głosowania, a Ty i Twój kolega z koła intensywnie próbujecie znaleźć na liście osoby mądre, które zgodnie z Twoją tezą wybiorą mądrego łowczego okręgowego. Idzie Wam to opornie, bo ewentualnie znacie nazwiska działające w poprzedniej kadencji, ale większości kandydatów nie znacie, więc jak wybrać tych mądrych? Wybierasz tego, którego rekomendowałeś oraz jeszcze dwóch, których znasz ze wspólnej pracy w poprzedniej kadencji i podpowiadasz koledze z koła ich nazwiska, jako ludzi mądrych. Z ławek obok słyszycie, że jeszcze ten i tamten to dobrzy kandydaci, sami ich nie znacie, ale osoby obok wyglądają wiarygodnie, więc głosujecie również na nazwiska podpowiedziane przez sąsiadów. Pozostałych kandydatów skreślacie, żeby nie narazić się na poparcie kogoś głupiego, albo zostawiacie też neutralnych, o których nie wiecie nic gorszącego. Ci delegaci, którzy pełnili jakieś funkcje w kończącej się kadencji znają się nawzajem i zostawiają na liście tych, którzy z nimi w organach pracowali. Podobnie głosują inni, nie wiadomo, czy mądrzy, czy też nie, którzy zostawiają najbardziej znane sobie nazwiska, pomijając sobie obcych, co preferuje dotychczasowych działaczy, których mądrzy członkowie Twojego koła chcieli wymienić.

Po zliczeniu głosów komisja ogłasza, kto został wybrany i ile głosów otrzymał. Na szczęście przy uchwalaniu nowego statutu Zrzeszenia w 2005 zrezygnowano z forsowanego przez działaczy i przez Marka Duszyńskiego zapisu, że wyborów dokonuje się większością względną, dlatego osoby wybrane musiały otrzymać głosy ponad połowy delegatów. Pomimo to, stwierdzasz Mareczku, że właściwie, to nic się w stosunku do poprzedniego roku nie zmieniło i do ORŁ, do NRŁ i na zjazd krajowy wybrano w większości te same osoby co rok temu. Teraz zarządzana jest przerwa, w czasie której nowo wybrani członkowi ORŁ zbierają się na pierwszym posiedzeniu. Zamyka się z nimi przedstawiciel Łowczego Krajowego, patrzy kogo też wybiorą na swojego Prezesa, a następnie informuje, że Łowczy Krajowy wyraża zgodę i proponuje na stanowisko Łowczego Okręgowego ..... tę samą osobę, która pełniła tę funkcję w poprzedniej kadencji. Gdyby nawet znalazł się ktokolwiek, kto zaproponowałby inną kandydaturę, na przykład Ciebie, to pomijając, czy większość wie kim jesteś i czy zna Twoje plany zmian w działaniu okręgu, to nawet Cię nie poproszą na salę, bo przedstawiciel z Warszawy krótko stwierdzi, że Łowczy Krajowy na Twoją kandydaturę nie wyraża zgody. Cóż pozostaje członkom ORŁ? Oczywiście wybrać dotychczasowego przewodniczącego ZO, bo w końcu jaki był, taki był, ale wielkich szkód nie zrobił. Czyli zostaje po staremu.

Jak jest na zjeździe krajowym nie będę już szczegółowo opisywał. Ogólnie biorąc, tam też delegaci nie mają żadnego wpływu na porządek obrad, nie mogą poruszyć spraw wcześniej nie zaakceptowanych przez NRŁ, a kandydaci na członków NRŁ są jeszcze mniej znani ogółowi, niż było to na zjeździe okręgowym, ale za to życiorysy w rekomendacjach mają już na skalę krajową. Oczywiście nikt z delegatów nie ma pojęcia, kogo NRŁ wybierze na Łowczego Krajowego, ba, nawet nie wiedzą, kto będzie kandydował. Wszystko załatwione zostanie w gronie zasłużonych działaczy, wśród których nie zabraknie polityków na emeryturze. Delegaci tak na zjazd krajowy, jak i wcześniej ci ze zjazdów okręgowych rozjadą się do domów i przez następne 5 lat nie będą potrzebni. Ani razu się nie spotkają, bo zjazdy będące formalnie wg statutu najwyższą władzą Zrzeszenia, nie mają praktycznie ŻADNEJ władzy, nad ŻADNYM organem Zrzeszenia. System jest tak skonstruowany, że żaden organ PZŁ bez wiedzy Łowczego Krajowego nie odważy się samodzielnie nawet kichnąć, czyli tak samo jak za czasów PRL, kiedy cała realna władza należała do I sekretarza PZPR, a nie do Sejmu, Rady Państwa, premiera, ministrów i innych organów wybieralnych, w których obowiązywały te same co opisane wyżej zasady wyborcze.

Tak więc Mareczku, Twoja teza, choć brzmi teoretycznie bardzo dobrze, po prostu nie jest prawdziwa. Gdybyś jednak uważał w dalszym ciągu, że to tylko koła odpowiadają za to, że nie WYBIERAJĄ na zjazdy mądrych, a ci nie WYBIERAJĄ mądrych do ORŁ, co przekłada się na słabego łowczego okręgowego, to wytłumacz dlaczego pomimo Twojego udziału w zjeździe, zmian w okręgu też nie było. A na zakończenie, uprzedzając głosy, że wszystko co wyżej to tylko malkontenctwo i niekonstruktywna krytyka, możesz oczekiwać, tak jak i pozostali czytelnicy, że niedługo przedstawię konieczne zmiany, które zagwarantują, że członkowie będą mogli odzyskać rzeczywisty wpływ na wybór ludzi do organów Zrzeszenia. Innymi słowy jak zmienione powinno zostać zasady wyborcze w PZŁ, żeby demokracja socjalistyczna w końcu opuściła nasze szeregi, bo sposób przeprowadzania wyborów jest najlepszym probierzem demokracji w każdej organizacji.