Czwartek
22.01.2009
nr 022 (1271 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Wspólnie i w porozumieniu autor: Stanisław Pawluk
W moim artykule w dzienniku "Łowiecki" wykazałem, że prezes Głównego Sądu Łowieckiego Zygmunt Jabłoński strzelił sobie w stopę artykułem w Łowcu Polskim, nie zostawiając na mnie suchej nitki za filipikę na temat jednego z OSŁ nie rozumiejącego pojęcia "działania wspólnie i w porozumieniu". Zamiast zając się tym sądem, bo akurat mój i Pana prezesa pogląd na tę sprawę były identyczne, polemizował ze mną bez argumentów merytorycznych, ale za to nie szczędząc słów ostrych, wskazujących, że szyderstwo i obrażanie OSŁ i GSŁ oraz przewodniczącego ZG i jego samego stało się moją pasją.

Ponieważ opisywałem kiedyś krytycznie orzeczenie OSŁ w Białej Podlaskiej i Głównego Sądu Łowieckiego, które ukarały myśliwego zawieszeniem w prawach członka na 1 rok, za wspólny z innym myśliwym pobyt na polowaniu bez broni, kiedy ten myśliwy z bronią strzelił lochę w okresie ochronnym, prezes GSŁ Zygmunt Jabłoński wziął na warsztat ten właśnie przypadek i w artykule "Nieświadomy współsprawca" w Łowcu Polskim Nr 01/2009 udowadnia, że Marian Tadeusz P., nazywany w artykule "myśliwym B" był jak najbardziej winny, choć polowania nie wykonywał. Tym jednak razem autor polemik ze mną postanowił zastosować argumenty merytoryczne, które mają przekonać szerokie rzesze myśliwych, że nie polując i bez broni, też można działając wspólnie i w porozumieniu strzelić lochę w okresie ochronnym.

Wywód prezesa GSŁ jest ciekawy przede wszystkim dlatego, że ukazuje ustami najwyższego swojego przedstawiciela, jak rozumuje łowiecki wymiar sprawiedliwości. Nagannym i surowo ukaranym było, że jeden strzelił lochę. Za to został uznany winnym, choć nie za to, że lochę potem patroszył, studził i woził. Współsprawstwo drugiego myśliwego nie polegało na udziale w strzeleniu tej lochy, ani na podżeganiu lub wspólnym przygotowywaniu się do jej strzelenia, tylko zarzucono mu, że pomagał pierwszemu już po strzeleniu, czyli wtedy, kiedy mleko już się wylało. Żeby nie zarzucono mi braku rzetelności, przytoczę wpierw za artykułem w ŁP opis zdarzenia oraz argumenty i dowody, które zdaniem autora nakazywały OSŁ i GSŁ ukarać zawieszeniem na 1 rok "myśliwego B", który wybrał się na polowanie wraz z "myśliwym A", czyli Arkadiuszem P.. Zygmunt Jabłoński tak opisuje zdarzenie:

..."Ocenie Czytelników przedstawiam dziś opis polowania na podstawie wyjaśnień obwinionych i innych dowodów, o których pisałem w poprzednim tekscie. A i B przyjechali do łowiska i rozeszli się polować, każdy na swoim stanowisku. Po godzinie jednak zrezygnowali z polowania i postanowili wracać do domu. Jadąc samochodem, zobaczyli na polu watahę dzików. Kierujący samochodem myśliwy A na widok dzików zatrzymał się. Podbiegł w ich kierunku i oddał dwa strzały. Po oględzinach okazało się, że jeden z dzików okazał się lochą. (...) Myśliwy A, czyli niefortunny strzelec, bardzo się zdenerwował. Myśliwi załadowali dzika do samochodu i zawieźli go w ustronne miejsce, gdzie strzelec wypatroszył dzika. Pomagał myśliwy B (...) Myśliwi postanowili pozostawić dzika w lesie w celu wystudzenia. Aby nie zjadły go lisy, powiesili dzika na drzewie i postanowili poczekać na rozwój wypadków. Całe to zdarzenie widział inny myśliwy, który zawiadomił przez telefon prezesa i łowczego, którzy udali się do miejsca zamieszkania myśliwych. Podczas rozmowy myśliwy A przyznał się do strzelenia dzika i pozostawienia go w lesie. Należy tu dodać, że niechętnie - z początku temu zaprzeczał. (...) Członkowie zarządu rozmawiali również z myśliwym B, który potwierdził swój udział w zdarzeniu. (...) Zeznania świadków potwierdziły niezgodny z prawem odstrzał dzika. (...) Obwiniony B nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów. Wyjaśnił, że na polowaniu z A był, ale nie polował, gdyż nie miał ze sobą broni. Pomagał tylko koledze przewozić, patroszyć i wieszać dzika na drzewie. (...) W ostatnim słowie, wnosząc o uniewinnienie, dodał, że wiedział o nieprawidłowym polowaniu kolegi A, ale nie miał obowiązku na niego donieść. (...) Przewodniczący Zarządu Głównego PZŁ po analizie akt postępowania dyscyplinarnego oraz zapadłych orzeczeń nie znalazł żadnych uchybień w tym postępowaniu, uznając brak podstaw do złożenia skargi nadzwyczajnej."...

Z tego opisu czytelnik ma nabrać przekonania, że myśliwy B dokonał przewinienia łowieckiego, bo działając wspólnie i w porozumieniu stał się 'Nieświadomym współsprawcą', jak tytułuje prezes GSŁ swój artykuł. Nie wiem jak inni czytelnicy Łowca Polskiego, ale dla mnie powyższy opis żadnego przewinienia myśliwego B nie pokazuje i żadnych dowodów nie dostarcza, a przecież osoba, której nie udowodniono winy jest niewinna!!! Zastrzega się autor, że opis polowania przedstawił na podstawie wyjaśnień obwinionych, ale z tekstu wynika, że uzupełnił je własnymi interpretacjami (wskazałem je na czerwono), które pewnie miały być tymi dowodami przesądzającymi o winie myśliwego B, o któych pisał autor w poprzednim swoim artykule, z którego cytuję ......"Działaniem wspólnym i w porozumieniu może być późniejsze patroszenie dzika, załadunek do samochodu, wspólne przewożenie".... To czysta manipulacja mająca na celu wytworzenie wśród czytelników przekonania, że myśliwy B jest winny, na co nabierają się nie tylko oni, ale również sądy powszechne, jeżeli tylko działacze wystawią do nich "właściwych ekspertów". O tych "ekspertach" też kiedyś napiszę, ale tymczasem prześledźmy po kolei jak manipulacja zeznaniami obwinionych ma świadczyć o winie myśliwego B.

...rozeszli się polować.... Wprawdzie nie ma to znaczenia dla sprawy, czy B polował, czy też będąc, jak twierdzi, bez broni nie polował, gdyż nie ma to związku z przypisanym mu współsprawstwem, jednak wywołuje wrażenie, że B kłamie, a to już wskazówka, że pewnie jest winny.

...zawieźli go w ustronne miejsce.... Jak ustronne to znaczy, że chcieli się ukryć, ale zaraz dalej autor wyjaśnia, że chodziło tylko o powieszenie na drzewie przed lisami, co na polu nie jest możliwe.

...Pomagał myśliwy B... Jak pomagał, to wg prezesa GSŁ jest winnym. A co panie prezesie miał robić? W swoim poprzednim felietonie zapytałem się prezesa Zygmunta Jabłońskiego co należy zrobić w sytuacji nieprawidłowego strzału kolegi. Uciec z miejsca zdarzenia, żeby nie pomagać patroszyć, ładować i wozić, zostawiając kolegę z lesie? Na pytanie to jednak prezes nie odpowiedział, a to byłaby dobra wskazówka dla członków Zrzeszenia.

...Myśliwi postanowili pozostawić dzika w lesie... i ...postanowili poczekać na rozwój wypadków... A skąd wiadomo, że "postanowili"? Jaki był udział myśliwego B w tym "postanawianiu"? Jak mu to wspólne "postanawianie" rzecznik i sąd udowodnili? A może tak postanowił myśliwy A, który sam decydował, czy do samochodu dzika weźmie, bo to jego samochód, czy też zostawi do przestudzenia, szczególnie, że dzik ważył w skupie 100 kg. To są pytania, na które rzetelność kazałaby odpowiedzieć. Odpowiedzi takiej jednak nie otrzymaliśmy.

...rozmawiali również z myśliwym B, który potwierdził swój udział w zdarzeniu... To, że potwierdził udział w pomocy koledze, nie znaczy, że "potwiedził" udział w przewinieniu łowieckim, jak prezes chciałby, żeby jego tekst przyjęli czytelnicy.

Całe więc "udowodnienie" winy myśliwego, to przeświadczenie rzecznika i sądów łowieckich oraz przewodniczącego ZG i prezesa GSŁ, że B "jest winny" i już. Kolejny raz przeświadczenie prominentnych działaczy zastąpić ma rzetelny proces, w którym winę trzeba UDOWODNIĆ, a wszystkie niejasności rozpatrzyć na korzyść obwinianego. Tego sądownictwu łowieckiemu brakuje i dlatego jest ono tak ułomne.

Jedyną radą, jaką prezes GSŁ służy w swoim artykule członkom Zrzeszenia, jest przypomnienie, że
..."każdy obywatel i myśliwy ma obowiązek zawiadomić o popełnieniu przestępstwa lub przewinienia łowieckiego (art. 304 k.p.k. i par. 5 ust. 2 Regulaminu postępowania dyscyplinarnego PZŁ)."...

Panie prezesie Głównego Sądu Łowieckiego, czy Pan nie wie jak sądy łowieckie traktują takie sprawy? Przecież za złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, właśnie na podstawie art. 304 kpk, OSŁ w Białej Podlaskiej pod przewodnictwem jego prezesa Stefana Karasińskiego oraz GSŁ pod przewodnictwem Grzegorza Borkowskiego, orzekli karę zawieszenia w prawach członka PZŁ wobec Wiesława Tajera, przewodniczącego komisji rewizyjnej KŁ Nr 76 "Jeleń" w Parczewie, który podejrzewając popełnienie przestępstwa przez mgr inż. Ryszarda Gierlińskiego, przewodniczącego Głównej Komisji Rewizyjnej, po 2,5 roku bezskutecznych prób usunięcia nieprawidłowości w postępowaniu wewnątrzorganizacyjnym, złożył doniesienie do prokuratury. Pisał o tym inny dziennikarz w trzech felietonach w dzienniku "Łowiecki". Zastrzegam przy tym, że jeżeli podjął już Pan prezes decyzję lub zamierza ją podjąć, o zaakceptowaniu wniosku Wiesława Tajera o skargę nadzwyczajną, to wycofuje swoje powyższe słowa i przepraszam.

Powiem jednak szczerze, nie wierzę w taką Pana decyzję, ponieważ rzeczywistość PZŁ nauczyła już mnie, że osoby takie jak mgr inż. Ryszard Gierliński, to jednak coś bardziej cennego dla organów Zrzeszenia niż Arkadiuszem P. lub Marian Tadeusz P.. Szczególnie, że obaj mieli na pieńku z prezesem koła Ryszardem Mączyńskim, "swoim" wśród prominentnych działaczy okręgu Biała Podklaska. Dlatego właśnie nie wierzę, żeby poparł Pana skargę nadzwyczajną w obronie Wiesława Tajera i podejrzewam, że Pana stosunek do niego jest podobny do tego, jaki wyraził Pan wobec Marian Tadeusz P., w swoim artykule:

..."Nie mogę powstrzymać się od podsumowania, że myśliwemu B w postępowaniu dyscyplinarnym nie stała się żadna krzywda i chciał on jedynie przebiegle uniknąć odpowiedzialności dyscyplinarnej. Szkoda tylko, że sam i przy pomocy innych osób naraził na szkodę dobre imię Polskiego Związku Łowieckiego. Uważa Pan, że rok to nie wyrok, więc Marianowi Tadeuszowi P. nie stała się żadna krzywda? To, że był Pana zdaniem przebiegły, potwierdzać ma jego winę. A gdzie prawo do obrony, które daje obwinionemu wolna rękę w sposobie obrony, której żaden sąd powszechny nie ośmieliłyby się skrytykować, bo to jest prawo największego nawet przestępcy, które w sądach łowieckich też powinno być szanowane. Nie bardzo rozumiem tylko, jak on sam i jakie to inne osoby pomagały mu w narażeniu szkodę dobrego imienia PZŁ (może miał Pan na myśli mnie?) i jaką też szkodę poniósł PZŁ w wyniku takiego, a nie innego działania Mariana Tadeusza P..

Następnym razem, tak Marian Tadeusz P. jak i inni myśliwi, który znajdą się w jego sytuacji, natychmiast pójdą za radę przedstawioną wyżej i opuszczą swojego kolegę w lesie, zadzwonią na policję, albo widząc podobne zdrzenie z daleka, spełnią swój obywatelski obowiązek z art. 304 kpk. Jednak czy to zrobią nauczeni doświadczeniem Wiesława Tajera, nie mając pewności, czy przestępstwa nie dokonał ktoś taki jak mgr inż. Ryszard Gierliński lub Stefan Karasiński, któremu lisy wolno strzelać w okresie ochronnym. Ryzykują zawieszenie w PZŁ jak Wiesław Tajer. A tak na marginesie, czy myśliwy, który poinformował zarząd o odstrzale lochy przez Arkadiuszem P., zadzwonił natychmiast na policję spełniając ten obywatelski obowiązek? A jeśli nie, czy ORD też postawił mu zarzut jak Marianowi Tadeuszowi P.? Nie? To dziękuję w imieniu wszystkich członków PZŁ za te mądre nauki.