Wtorek
21.06.2011
nr 172 (2151 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Nie ma wstydu w Bydgoszczy autor: Janusz Kibic
Czytelnicy powinni pamiętać mój artykuł sprzed 10 miesięcy. Opisałem w nim, jak to działacze okręgu bydgoskiego wzięli sobie za cel odstrzelenie z PZŁ prezesa i łowczego KŁ Nr 76 „Dzik” w Sępólnie Krajeńskim. Kiedy nie udało się wyrzucić ich z PZŁ rękami OSŁ w Toruniu, wszczęli przeciwko nim następne postępowanie i już siłami własnego okręgowego sądu łowieckiego jednego wykluczono z PZŁ na 2 lata, a drugiego po prostu wyrzucono. Przypomnę, że jedynym zarzutem stawianym tym członkom zarządu koła, zawieszonym w prawach członków w pierwszym postępowaniu, było podpisanie się ich obu pod prośbą do Zarządu Okręgowego PZŁ w Bydgoszczy o przeniesienie Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia z dnia pracy, na dzień wolny od pracy. Przewinienie obu ciągle jeszcze członków zarządu koła odkrył przewodniczący Zarządu Okręgowego w Bydgoszczy mgr inż. Sylwester Domek i złożył rzecznikowi dyscyplinarnemu pismo z prośbą o ustalenie, czy podpisanie się zawieszonych pod tym prywatnym pismem, nie wyczerpuje znamion przewinienia łowieckiego.

Jeżeli przewinienie łowieckie dostrzegł przewodniczący zarządu okręgowego, to nic dziwnego, że Okręgowy Rzecznik Dyscyplinarny Andrzej Montowski sporządził wniosek oskarżycielski, a Okręgowy Sąd Łowiecki w Bydgoszczy w składzie: Stanisław Romaniuk jako przewodniczący oraz sędziowie Włodzimierz Wasilewski i Andrzej Jabłoński, nie przesłuchując jakichkolwiek świadków zamknęli rozprawę i orzekli zawieszenie jednego i wykluczenie drugiego z PZŁ. O tym pisałem w sierpniu ubiegłego roku zapowiadając, że poinformuję jak zakończyło się postępowanie odwoławcze przed Głównym Sądem Łowieckim. W tym roku w marcu sprawa trafiła na wokandę Głównego Sądu Łowieckiego i ten wbrew oczekiwaniom działaczy bydgoskich uniewinnił obu obwinionych.

Dla niektórych już to mogłoby być niespodzianką, bo GSŁ raczej nie uniewinnia tych, których okręg postanowił się pozbyć. Ale wszystkich powinno wprawić w zdumienie to, co sędziowie napisali w uzasadnieniu do uniewinnienia. Było tego 4 strony, z których przytoczę tylko kawałek.

Linia rozumowania zaprezentowana przez Sąd I instancji prowadzi do nieodpartego wniosku, iż celem tego postępowania nie było wszechstronne i szczegółowe rozpoznanie sprawy oraz rozstrzygnięcie wszelkich z nią związanych wątpliwości, zaś wszelkie jego działania nakierowane były na uznanie obu obwinionych za winnych i ich surowe ukaranie. Domyślać się należy, iż spowodowane to było faktem - co jednoznacznie wynika ze zgromadzonych w sprawie materiałów - iż Krzysztof S. i Tadeusz F. od dłuższego czasu sprawiają kłopoty bydgoskim organom PZŁ, zaś podmiotowe postępowanie dawało możliwość ostatecznego - w ocenie Okręgowego Sądu Łowieckiego - rozwiązania problemów z ich udziałem.

Główny Sąd Łowiecki podziela w pełni stanowisko skarżących, iż ich zachowanie nie stanowiło naruszenia procedury wewnątrz organizacyjnej.


No cóż, można byłoby powiedzieć, że wszystko jest w porządku, sprawiedliwość zwyciężyła, a zasiadający w składzie orzekającym GSŁ sędziowie odkryli niegodziwość działaczy bydgoskich i przywrócili kolegom Tadeuszowi F. i Krzysztofowi S. wiarę w Polski Związek Łowiecki. Ja jednak nie podzielałbym tego dobrego samopoczucia. Dyspozycyjny Okręgowy Rzecznik Dyscyplinarny Andrzej Montowski i dyspozycyjni sędziowie Okręgowego Sądu Łowieckiego w Bydgoszczy Stanisław Romaniuk i Włodzimierz Wasilewski zostali ponownie powołani przez Okręgową Radę Łowiecką na dotychczas zajmowane stanowiska w nowej kadencji. Tak samo mgr inż. Sylwestra Domka, ponownie wybrano na przewodniczącego Zarządu Okręgowego PZŁ. Kompromitowanie się działaczy nie jest dla Okręgowej Rady Łowieckiej żadnym problemem. Ci niby demokratycznie wybrani przedstawiciele myśliwych w okręgu bydgoskim po raz kolejny postawili na sprawdzonych towarzyszy łowów. A to, że tam jakiś dwóch szaraczków straciło 1,5 roku na boksowanie się z organami PZŁ, nie ma dla działaczy okręgowych w Bydgoszczy żadnego znaczenia. I to właśnie jest istota tego zła, jakie drąży Polski Związek Łowiecki.

Nie obrona i reprezentacja członków Zrzeszenia, tylko ściganie i wykluczanie tych, którzy ośmielą się tylko pomyśleć inaczej niż sprawdzeni działacze, głośno będą o tym mówić i żądać równego traktowania. Dopóty, dopóki PZŁ nie stanie się dobrowolnym Zrzeszeniem reprezentującym i broniącym szeregowych myśliwych, tak długo jego działacze będą korzystać z podetkniętych im w czasach realnego socjalizmu rozwiązań organizacyjnych, które choć skompromitowane w 1989 r., pielęgnowane są w nowych czasach, dla zagwarantowania dostatniego życia i spokojnej emerytury tych, których znamy i pamiętamy w Związku sprzed 20 - 40 lat. A to, że przy okazji jeden, czy drugi organ PZŁ wychodzi na głupka, to już nikogo w Zrzeszeniu nie boli, a sprawcy tego mają się dobrze, a nawet bardzo dobrze.