Piątek
08.07.2011
nr 189 (2168 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
W Tarnobrzegu też wstydu nie mają, cz.II autor: Janusz Kibic
Wczoraj opisałem, jak zwoływano Walne Zgromadzenie KŁ "RYŚ" w Nowej Dębie i jak na tym walnym przewodniczący ZO w Tarnobrzegu Jan Czub oraz z-ca ORD Józef Rajtar nieudanie próbowali wprowadzić swoje porządki w kole. Nie zraziło to przewodniczącego Zarządu Okręgowego, bo Jan Czub nie zasypiał gruszek popiele. W ciągu miesiąca po walnym ZO PZŁ w Tarnobrzegu podejmuje uchwałę, którą uchyla wszystkie uchwały Walnego Zgromadzenia członków KŁ "RYŚ" w Nowej Dębie z dnia 22 maja 2010 r. Formalną podstawą jest brak w protokole z posiedzenia zarządu w dniu 26 kwietnia informacji o podjęciu uchwały o porządku obrad WZ. Nie zapytano o tę sprawę koła i nie poproszono o żadne wyjaśnienia, odmawiając tym kołu możliwości ustosunkowania się do zarzutu i wyjaśnienia, że zarząd podjął uchwałę z porządkiem obrad, tyle że na posiedzeniu 3 dni wcześniej, w dniu 23 kwietnia. ZO PZŁ nie zastosował się tym samym do § 9 ust.1 pkt 3 statutu PZŁ, dającego prawo kołu jako członkowi Zrzeszenia do wypowiedzenia się, no ale za łamanie prawa wewnątrz organizacyjnego organom PZŁ nic nie grozi.

Śmieszności sprawie dodaje fakt, że na posiedzenie w dniu 23 kwietnia 2010 r. prezes Wacław Pawełek przyniósł wzór porządku i regulaminu obrad z innego koła otrzymany od Jana Czuba i ten właśnie porządek został przez zarząd przyjęty. Tu wychodzi całe świństwo, jakie przewodniczący ZO PZŁ funduje swojemu kołu. Doskonale wiedział, że porządek obrad zarząd miał, bo sam kołu go udostępnił, a uważając na podstawie protokołu z posiedzenia zarządu w dniu 26 kwietnia, że porządku obrad WZ nie ma, nie interweniował, a potem nie protestował kiedy WZ ustalało, że zwołane zostało zgodnie ze statutem. Wolał czekać na wyniki walnego i dopiero jak to potoczyło się nie po jego myśli, ZO PZŁ w Tarnobrzegu uchyla wszystkie jego uchwały i pozbawia koło delegatów na zjazd okręgowy i to na podstawie faktu, który był przewodniczącemu znany od momentu podjęcia uchwały o zwołaniu WZ. Jak można się domyślać, Okręgowa Rada Łowiecka, przy jednym głosie przeciw, odrzuca odwołanie zarządu koła protestującego przeciwko uchyleniu wszystkich uchwał WZ, no ale to norma, więc nie ma co się dziwić. Kruk krukowi oka nie wykole. Wiadomo było, że przed terminem zjazdu nie da się już zwołać NWZ i wybrać nowych delegatów.

Już po zjeździe, odbywa się NWZ i powtarza cały porządek obrad realizowany w dniu 22 maja 2010. Również wybory nie przynoszą zmian. Do zarządu wybrane zostają te same osoby, których wybór w dniu 22 maja uchylił Jan Czub z kierowanym przez siebie zarządem okręgowym. I po co to wszystko było? Czas i koszty poniesione przez członków koła nie mają oczywiście dla zarządu okręgowego żadnego znaczenia. Sebastian Tuźnik mimo wielkich starań Jana Czuba pozostał sekretarzem KŁ „RYŚ” w Nowej Dębie i nie udało się wyrugować z zarządu koła niepokornych.

Tymczasem postępowanie rzecznika dyscyplinarnego toczyło się dalej. Sebastian Tuźnik złożył wprawdzie skargę do Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego Tadeusza Andrzejczaka, wnosząc o przeniesienie postępowania do innego okręgu, ze względu na uwikłanie w konflikt członków organów okręgowych, ale ten nie zgodził się na to i z-ca rzecznika dyscyplinarnego w Tarnobrzegu Adam Kaptur skierował w listopadzie 2010 r. do OSŁ w Tarnobrzegu wniosek oskarżycielski. Na sześciu stronach opisał "przewinienie" sekretarza i skarbnika KŁ „RYŚ” w Nowej Dębie. Nad tym wnioskiem pochylił się skład orzekający OSŁ w Tarnobrzegu w składzie: przewodniczacy Zygmunt Bednarczyk i sędziowie Janusz Wojewoda i Paweł Sierant. Odbyły się dwie rozprawy, a na tej drugiej rzecznik dyscyplinarny ujawnił, że dziennik Łowiecki" złożył do niego zapytanie w trybie prasowym pytając o terminu zakończenia postępowania i zebrane dowody. Ujawnienie tego zapytania miało być rodzajem "gwoździa" do przybicia winy obwinianych, bo pismo z pytaniami prasowymi potraktował jako nacisk na czynności rzecznika, nie ujawniając sądowi, że otrzymał to pismo już po zakończeniu postępowania, więc żadnego nacisku na niego nie mogło ono wywierać. Dodatkowo wzburzyło rzecznika, że dziennikarz dziennika "Łowiecki" został obrońcą Sebastiana Tuźnika. To rzeczywiście niedopuszczalne! Podobnie pewnie myśleli sędziowie, bo wnioski dowodowe obrony odrzucili i zamknęli postępowanie, uznając sekretarza i skarbnika winnymi zarzucanego czynu i wymierzyli im kary nagany oraz zakazu pełnienia funkcji w organach koła na jeden rok.

Uzasadnienie do orzeczenia ma osiem stron, na których wina obwinionych jest jednoznacznie napiętnowana. Wprawdzie znalazło się w tym uzasadnieniu zdanie, że:

Dostrzec także należało, że przekroczenie wyznaczonego przez PZŁ terminu odbycia Walnego Zgromadzenia nie było znaczące i samoistnie nie rodziło dalszych istotnych reperkusji. Sąd uwzględnił także, że obwinieni cieszą się dobra opinią w kole, jak również dbają należycie o wizerunek PZŁ wśród osób postronnych....,

to jednak widać nie było wystarczająca przesłanką, żeby uznać, że oskarżenie jest dęte, a obwiniani niewinni. Oskarżenie z jeszcze jednego powodu można uznać za absolutnie chybione. W tym samym okręgu, ten sam okręgowy rzecznik dyscyplinarny mgr Jerzy Zakościelny odmówił 9 miesięcy wcześniej wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciwko członkom zarządu innego koła ponieważ uznał, cytuję:

Po pierwsze zauważyć należy, że zarzuty skarżącego, aczkolwiek skierowane pod adresem Prezesa Koła, dotyczą spraw i decyzji podejmowanych kolegialnie przez Zarząd Koła bądź Walne Zgromadzenie Koła. Zasady odpowiedzialności dyscyplinarnej w PZŁ wykluczają zbiorową odpowiedzialność władz łowieckich, bądź organów koła za mankamenty ich działalności, wadliwe bądź błędne decyzje.


Zbiorowa odpowiedzialność jest wg mgr Jerzego Zakościelnego wykluczona i członkowie organów kolegialnych nie podlegają jurysdykcji rzecznika dyscyplinarnego, podejmując taką, czy inna uchwałę. Nie podlegają, ale tylko wtedy, kiedy sprawa jest obojętna dla działaczy okręgowych. Kiedy jednak przewodniczący ZO PZŁ zgłasza popełnienie przewinienia łowieckiego w postaci głosowania inaczej, niż życzyłaby sobie władza łowiecka, to nie ma zmiłuj, winnych trzeba ukarać.

Obwinieni oczywiście odwołali się do Głównego Sądu Łowieckiego. Ciekawe, że odwołanie do GSŁ złożył również ORD w Tarnobrzegu. Dla niego kara zakazu pełnienia funkcji w organach koła na jeden rok była za niska i zażądał, tak samo jak we wniosku oskarżycielskim, 2 lat zakazu pełnienia funkcji w organach koła. Nad odwołaniami pochylił się 14 czerwca br. skład orzekający GSŁ w osobach: Kazimierz Gaczyński przewodniczący oraz Jan Łuszczak i Jan Szmyd, a tu niespodzianka, bo Główny Rzecznik Dyscyplinarny wniósł o uchylenie orzeczenie OSŁ w Tarnobrzegu i umorzenie postępowania w sprawie. Tak też zrobili sędziowie GSŁ i umorzyli postępowanie stwierdzając, że zarzuty stawiane członkom zarządu KŁ „RYŚ” w Nowej Dębie nie są przewinieniem łowieckim. W uzasadnieniu podpisanym przez sędziego Kazimierza Gaczyńskiego czytamy wszystko to, co mgr Jerzy Zakościelny napisał już kiedyś odmawiając wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciwko członkom zarządu koła, co cytowałem wyżej. GSŁ przypomniał organom dyscyplinarnym w okręgu Tarnobrzeg, że działania obwinionych miały charakter działania organu, a nie osób fizycznych i przypomniał, że jeżeli koła przez swoje organy dopuszczają się przewinień przeciwko przepisom prawa łowieckiego, statutu oraz uchwał organów PZŁ, to nie mogą być wobec członków tych organów, osób fizycznych, stosowane postępowania dyscyplinarne i nakładane kary, bo osoby te nie popełniają przewinienia łowieckiego.

I znowu jak w sprawie obwinionych w Bydgoszczy ktoś powie, że wszystko jest w porządku, sprawiedliwość zwyciężyła, a zasiadający w składzie orzekającym GSŁ sędziowie odkryli niegodziwość działaczy, tym razem tarnobrzeskich, przywracając obwinionym wiarę w Polski Związek Łowiecki. Ja jednak powtórnie zapytam, jak to jest możliwe, żeby dyspozycyjni rzecznicy dyscyplinarni i sędziowie w tym okręgu tak w żywe oczy prześladowali szeregowych myśliwych w kole łowieckim, który nie podobają się łowczemu okręgowemu Janowi Czubowi i z-cy ORD Józefowi Raitarowi będących członkami tego koła? I nie ma co się tłumaczyć, że tak, a nie inaczej rozumieli prawo zapisane w statucie PZŁ. Cytowane wyżej stanowisko mgr Jerzego Zakościelnego jednoznacznie potwierdza, że zdawał on sobie znakomicie sprawę, iż członków organów PZŁ nie można ścigać za naruszenia prawa dokonane przez te organy. Również Jan Czub doskonale wiedział, że wadliwą uchwałę zarządu koła może uchylić w trybie nadzoru, a mimo to wolał złożyć doniesienie do ORD, żeby wyeliminować obwinionych z możliwości ponownego objęcia funkcji w zarządzie oraz poczekać, czy w tym "niewłaściwym" terminie WZ nie da się czegoć ugrać. Prominentni działacze PZŁ w okręgu tarnobrzeskim świadomie ścigali dwóch szeregowych członków Zrzeszenia, nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności. Oboje pełnią dalej te same funkcje w organach nowej kadencji i wątpię, żeby rozumieli, że to właśnie tacy jak oni najgorzej jak tylko można wpływają na wizerunek Związku, będąc przykładem kolesiostwa, układów i źródłem zła drążącego Polski Związek Łowiecki.