Poniedziałek
10.08.2015
nr 222 (3662 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Byłem delegatem na kolejnym zjeździe PZŁ w Gdańsku autor: Piotr Gawlicki
Już chyba po raz czwarty byłem delegatem na okręgowym zjeździe delegatów PZŁ w Gdańsku, który odbył się 1 sierpnia br. w Gdyni, w tym samym miejscu co 5 lat temu. Zadaniem tego zjazdu, tak jak wszystkich poprzednich i w każdym innym okręgu, co opisywałem po zjeździe w 2010 r. jest jedno, wybrać okręgową radę łowiecką w składzie maksymalnie zbliżonym do tej ustępującej, żeby mogła zatwierdzić na stanowisko łowczego okręgowego osobę zaproponowaną przez dr Lecha Blocha. Pozostałe statutowe kompetencje zjazdu, które i tak nie mają żadnego znaczenia dla okręgu i polujących w nim myśliwych, były tylko marginalnie zaznaczone.

Tak jak 5 lat temu, delegaci otrzymali wcześniej sprawozdania ustępujących organów okręgowych oraz projekty porządku i regulaminu obrad, a zjazd otworzył prezes ustępującej ORŁ kol. Marek Gorski. Organa krajowe reprezentował na zjeździe prezes NRŁ kol. Andrzej Gdula oraz zatrudniony w dziale prawnym ZG Grzegorz Sobolak. Od razu powiem, że projekty porządku i regulaminu obrad były skrojone w ten sam sposób, jak to opisywałem miesiąc temu, czyli z naruszeniem statutu PZŁ. Kiedy więc prezes ORŁ, po otwarciu zjazdu i przywitaniu gości, przystąpił do uchwalania regulaminu zjazdu zadając pytanie, czy są jakieś uwagi do tego regulaminu, poprosiłem o głos. Zwróciłem uwagę, że zjazd nie może się jeszcze zajmować regulaminem obrad, bo nie wybrano przewodniczącego, a zgodnie z § 120 ust. 8 statutu PZŁ, prezes ORŁ zarządza tylko wybór przewodniczącego i nic więcej. Dopiero przewodniczący, po przeprowadzeniu wyboru zastępców oraz sekretarza, rozpocznie obrady od uchwalenia porządku i regulaminu obrad i każde inne działanie prezesa ORŁ będzie niezgodne ze statutem. Zacytowałem powyższy przepis, który przytaczam niżej:

8. Zwyczajny okręgowy zjazd delegatów otwiera prezes ustępującej okręgowej rady łowieckiej, który zarządza wybór przewodniczącego zjazdu. Przewodniczący zjazdu zarządza wybór od 1 do 2 zastępców przewodniczącego i sekretarza.

Ani słowa w nim o uchwalaniu porządku i regulaminu obrad, ale prezes ORŁ kol. Marek Gorski uznał tę uwagę za bez znaczenia, a goście z Warszawy, w tym Grzegorz Sobolak, przedstawiony jako ten, co ma "dopilnować prowadzenia zjazdu zgodnie ze statutem", przemilczeli sprawę, pozwalając prezesowi na procedowanie regulaminu obrad. W tej sytuacji, ze zgłaszania uwag do projektu regulaminu obrad, które mogłyby nadać mu kształt zgodny ze statutem, zrezygnowałem, bo przy takim podejściu delegatów i gości z Warszawy do zapisów statutu, szkoda było na to czasu. Regulamin przegłosowano w wersji przedstawionej przez ORŁ, przy dwóch głosach przeciw delegatów z KŁ "Cietrzew" w Gdańsku. Po tym głosowaniu, kol. Marek Gorski ogłosił, że mamy już przyjęty regulamin i porządek obrad, choć o tym drugim wcześniej nawet nie wspomniał, nie mówiąc o zapytaniu, czy ktoś ma do niego jakieś uwagi i jego przegłosowaniu. Delegatom i gościom to nie przeszkadzało, więc można było tylko machnąć na to ręką. Wybory przewodniczącego, jego zastępców i sekretarza poszły szybko, bo nie było innych kandydatur, niż zgłoszone przez przedstawicieli organów okręgowych. Przewodniczącym wybrano przewodniczącego ZO kol. Piotr Ławrynowicz, co można byłoby uznać za niefortunne, bo zjazd miał przecież oceniać pracę łowczego okręgowego i całego zarządu okręgowego w ciągu kadencji, ale przynajmniej Piotr umiał wywiązać się z tego zadania i prowadził zjazd poprawnie, nie gubiąc się po drodze, jak to zdarzało się na poprzednich zjazdach.

Realizacja kolejnych punktów porządku obrad szła sprawnie, bo do komisji przywołanych regulaminem było tyle zgłoszeń kandydatów, ile było miejsc w komisjach, tak że głosowano ich en bloc i wybrano przez aklamację (nie brałem udziału w tych głosowaniach). Również ustalenie liczby członków ORŁ na 15 osób nie było problemem, po postawieniu przez przewodniczący obrad takiego właśnie wniosku, który delegaci przyjęli.

Kolejny punkt porządku obrad to przedstawienie przez prezesa ORŁ kol. Marka Gorskiego sprawozdania ustępujących organów okręgowych. Nie trwało to długo, bo sprawozdanie prezesa zamieszczone w materiałach zjazdowych to mniej więcej jedna strona, ale było w nim o poprawie wizerunku myśliwego i społecznego odbioru łowiectwa, przede wszystkim przez zorganizowanie w ciągu kadencji w Archikatedrze Oliwskiej czterech imprez pod nazwą "Hubertus Gdański", podczas których, cytuję: ...Prezentacja sztandarów kół, mundury galowe myśliwych i muzyka myśliwska miały na celu ukazanie podczas tych imprez bogactwa tradycji i kultury myśliwskiej oraz zwartości naszej organizacji społeczeństwu Wybrzeża... O tym, czy taka impreza w nawie kościelnej raz na 15 miesięcy poprawiła wizerunek myśliwego i odbiór łowiectwa w społeczeństwie wątpił chyba sam autor tych słów, bo ubolewał nad nagonką jaka ma miejsce w mediach wobec łowiectwa. Nie zapomniał przy tym wspomnieć o negatywnym wpływie na jedność myśliwych "niektórych portali internetowych" i w tym kontekście dał odpór stwierdzeniom, które znalazł na "jednym z portali", że PZŁ pochodzi z czasów Bieruta, przypominając, że Trybunał Konstytucyjny w swoim wyroku w sprawie sądownictwa dyscyplinarnego napisał, że Polski Związek Łowiecki jest strukturą organizacyjną, której tradycje sięgają okresu dwudziestolecia międzywojennego. Po wystąpieniu prezesa ORŁ rozpoczęła się dyskusja.

Dyskusja też szła wartko, przede wszystkim dlatego, że nie było wielu chętnych do wypowiedzi, a przewodniczący pilnował, żeby czas wypowiedzi nie przekraczał 5 minut, co odpuszczono tylko jednemu z delegatów. Był to łowczy KŁ "Wybrzeże" w Gdańsku kol. Andrzej Kraiński, który całe swoje wystąpienie poświęcił dziennikowi i portalowi "Łowiecki" oraz personalnie mojej osobie, nie zapominając odciąć się również od czasów Bolesława Bieruta. Wystąpienie kol. Kraińskiego przedstawiłem dwa dni temu. Przypominanie dekretu Bolesława Bieruta z 1952 musi boleć organa PZŁ, bo wątek ten podniósł również prezes NRŁ kol. Andrzej Gdula, cytując przywołany wyżej wyrok Trybunału Konstytucyjnego dla odcięcia się od sugestii, że PZŁ powstał w czasach Bieruta. Powiedzenie uderz w stół, a nożyce się odezwą, pasuje jak ulał do tej sytuacji.

Oprócz odcinania się od dekretu Bieruta, trzy tematy przewijały się w wypowiedziach delegatów częściej niż jeden raz. Były to: krytyka selekcji osobniczej podnoszona przez przedstawicieli Lasów Państwowych (przeze mnie również), stosunek mediów i społeczeństwa do myśliwych oraz istnienie takiego tworu jak "portal internetowy" szkodzący Związkowi. O sprawozdaniach organów okręgowych nikt się nie wypowiadał, więc i z przyjęciem przez delegatów sprawozdania ORŁ nie było problemu.

Ja zabierałem głos w dyskusji dwukrotnie. Udzielono mi głosu jako pierwszemu i w swoim wystąpieniu podniosłem przede wszystkim sprawę pomysłów PZŁ zawartych w projektach ustaw omówionych przeze mnie w artykule nt. rozpoczętej prywatyzacji modelu łowiectwa w Polsce i ukrywanemu przed członkami forsowania tych rozwiązań przez kierownictwo Związku. Nawiązałem również do pracy ORŁ, której prezes narusza statut otwierając zjazd, a ORŁ traktuje zjazd i delegatów bardziej niż niepoważnie, żeby nie nazwać tego kpiną z delegatów, bo zamieszczona w sprawozdaniu ORŁ za mijającą kadencję uchwała poprzedniego zjazdu w 2010 r., nie była wcale dokumentem uchwalonym przez tamten zjazd. Ponieważ byłem wówczas członkiem komisji uchwał, pokazałem sekretarzowi ORŁ w kuluarach zjazdu rzeczywiście przyjętą przez zjazd uchwałę, podpisaną przez wszystkich członków komisji, w tym kol. Piotra Ławrynowicza. Kol. Wojciech Kraiński wczytywał się w nią, jakby pierwszy raz widział ją na oczy i oczywicie nie miał żadnych argumentów na usprawiedliwienie tego faktu. Takie podejście do uchwały zjazdu z 2010 r. przez okręgową radę łowiecką najlepiej wskazuje, że organ ten, podobnie jak zjazd nie mają żadnego znaczenia dla działania Związku i myśliwych w okręgu.

Drugi raz zabrałem głos, jak nie było już chętnych do dyskusji, a zjazd musiał czekać na przygotowanie kart do głosowania. Nawiązałem wówczas do postulatów leśników o zmianę zasad selekcji osobniczej przypominając, że dużo wcześniej, niż oni obudzili się z tym postulatem, nawoływałem do całkowitego zniesienia tej selekcji. Odrzuciłem również propozycje innych dyskutantów, żeby nie dawać powodów do ataków na nas, np. przez robienie sobie zdjęć z dziećmi i ubitą zwierzyną na polowaniach, przypominając, że zabijanie zwierząt było, jest i będzie, bo na nim oparta jest cywilizacja i to jest realny świat, który powinniśmy głośno przeciwstawiać takim oszołomom jak "Ludzie Przeciw Myśliwym", czy "Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot", a nie cofać się przed każdym zarzutem tych wirtualnych populistów, bo za nami jest już tylko ściana i taką postawą doprowadzimy do całkowitego zakazu polowania.

Przykład tego, że Związek jest całkowicie nieprzygotowany do budowania rzeczywistego obrazu łowiectwa w społeczeństwie, zamykając się na jakiekolwiek działania tworzące pozytywny PR wokół łowiectwa, dał jeden z delegatów. Wyszedł na mównicę i zaproponował członkom organów okręgowych, narzekającym na nagonkę medialną wobec łowiectwa, że właśnie w dniu dzisiejszym o godzinie 16.45 w Gdańsku na Targu Rakowym, przy pomniku Polskiego Państwa Podziemnego, odbędą się obchody 71 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, w obecności pocztów sztandarowych, władz samorządowych, wojska, zaproszonych gości oraz mieszkańców miasta. Byłoby to właściwe miejsce na poczet sztandarowy PZŁ, który wcześniej wniósł uroczyście sztandar PZŁ w Gdańsku na salę obrad zjazdu, a mógłby się z nim udać na obchody powstania pokazując, że myśliwi są z narodem i jego pamięcią. Oczywiście nie znalazło to zainteresowania członków organów okręgowych, a jako myśliwi straciliśmy kolejną okazję do pozytywnego pokazania się społeczeństwu, bo przecież wiadomo, że o obchodach tej rocznicy będzie pisała cała prasa i pokazywała je telewizja.

W ten sposób zakończyła się, praktycznie po 2,5 godzinie, merytoryczna część zjazdu i pozostały wybory nowej ORŁ, delegatów na zjazd krajowy i przedstawiciela okręgu (z zastępcami) do NRŁ. Nie było przy tym sytuacji, jaka tego samego dnia miała miejsce na zjeździe w Olsztynie, gdzie rozdawano delegatom gotowe ściągawki na kogo głosować. Kandydatury do ORŁ w Gdańsku oraz delegatów na zjazd krajowy zgłaszali delegaci i oczywiście wszyscy członkowie dotychczasowej ORŁ, za wyjątkiem jednej osoby, zostali zgłoszeni (14 osób). Oprócz tego, delegaci zgłosili kolejne 14 osób, tak więc było 28 kandydatów do ORŁ. Kandydatów na zjazd krajowy było tylko tylu co miejsc (8 osób), bo chyba nikt nie wierzył, że taki delegat może cokolwiek zdziałać na zjeździe. Przy braku dalszych zgłoszeń przystąpiono do wyboru 7-osobowej komisji skrutacyjnej, do której zostałem również wybrany. Komisja się zebrała i z ust jednego członka padła propozycja, żeby jej przewodniczącym został z-ca głównego rzecznika dyscyplinarnego, ale ja zaproponowałem, żeby przewodniczący nie był członkiem żadnego organu PZŁ. Zgodziliśmy się wszyscy na to i przepytaliśmy po kolei członków komisji, czy mają jakiś związek z organami. Trzeci, czy czwarty z kolei, kol. Robert Schuldka oświadczył, że nie i zgodził się zostać przewodniczącym, co wszyscy zaakceptowali.

Kiedy komisja wyborcza przygotowywała kartki do głosowania, przewodniczący obrad kol. Piotr Ławrynowicz ogłosił zasady głosowania, informując, że głosem nieważnym w wyborach do ORŁ będzie głos, na którym nie skreślonych pozostanie więcej niż 15 kandydatów, a w wyborach delegatów na zjazd zasada ta nie obowiązuje, bo kandydatów jest tyle ile miejsc do obsadzenia. Przypomniał też statutową zasadę wyboru większością zwykłą, to znaczy koniecznością otrzymania przez kandydata większej liczby głosów 'za' niż 'przeciw', odwołując się do błędnego podejścia do definicji tej większości na zjeździe 5 lat temu, co opisywałem w przywołanym wyżej sprawozdaniu z tamtego zjazdu. Po tej informacji, wyczytywano imiennie każdego delegata, który podchodził do komisji wyborczej i otrzymywał od niej dwie karty do głosowania (ORŁ i delegaci na zjazd krajowy). Potem mógł z tymi kartami udać się w dowolne miejsce na sali lub poza salą, gdzie w sposób tajny skreślał kandydatów, na których nie głosował i wracał, żeby wrzucić karty do urny. Wydano 118 kart do głosowania na 122 osób podpisanych na liście obecności, co oznaczało, że 4 delegatów opuściło zjazd jeszcze przed głosowaniem.

Komisja skrutacyjna otrzymała oddzielne pomieszczenie, do którego przyniosła urnę i rozpoczęła liczenie. Z obliczeniem wyników wyborów delegatów na zjazd krajowy nie było problemu, bo głosów nieważnych nie było, a wszyscy na liście otrzymali więcej głosów 'za" niż 'przeciw', Trudniej było z określeniem wyników wyborów do ORŁ, bo wpierw trzeba było odrzucić karty nieważne (było ich 7), a następnie zliczać każdemu albo głosy 'za' (nie skreślone nazwiska), albo głosy 'przeciw' (skreślone nazwiska). Komisja wybrała ten drugi sposób, bo łatwiej na kartach dostrzec skreślenia, niż między nimi zauważyć nazwiska nie skreślone. Przyjęliśmy zasadę, że dwie osoby czytają nazwiska skreślone, a dwa zespoły po dwie osoby, widząc czytana kartę, zapisują każdy głos na druku z nazwiskami kandydatów. Po każdych 20 kartach oba zespoły uzgadniały, czy mają jednakowe wyniki, a każda niezgodność była weryfikowana przez powtórne przeliczenie skreśleń danego kandydata w ramach danych 20 kart i w ten sposób zapisy na dokumentach obu zespołów były jednakowe. Przy 28 kandydatach i 111 kartach ważnych to około 2 godzin pracy, podczas których delegaci konsumowali obiad i kontynuowali obrady.

Wyniki wyborów po przeliczeniu wszystkich głosów, zaskoczyły wszystkich członków komisji skrutacyjnej i pewnie delegatów, nie mówiąc o kandydatach z poprzedniej ORŁ. Okazało się, że spośród 28 kandydatów, tylko 5 uzyskało więcej głosów 'za' niż 'przeciw', to znaczy otrzymało co najmniej 56 głosów pozytywnych (najwyżej 55 skreśleń). Były to nazwiska najbardziej znanych w okręgu działaczy i wszyscy z nich byli członkami ustępującej ORŁ. Oznaczało to drugą turę głosowania, do której przeszło 15 kandydatów z największą liczbą głosów 'za' (10 wakatów ORŁ + 50%). Liczenie szło szybciej, bo już się wprawiliśmy, a wyniki okazały się powtórnie zaskoczeniem. Z 15 kandydatów znowu tylko 5 uzyskało więcej głosów 'za' niż 'przeciw', a w tej piątce było czterech z poprzedniej rady i jeden kandydat spoza niej. Zaskoczenie takim wynikiem było tym większe, że przed drugą turą przewodniczący zjazdu namawiał delegatów, żeby zbyt dużo skreśleń nie czynili. bo może być trzecia tura, a nawet konieczność zwołania zjazdu powtórnie. Jak widać nie wiele to dało, bo kandydaci znani w środowisku z członkostwa w ORŁ musieli być po prostu słabi, że ich wszystkich w dwóch turach nie wybrano, a ci nieznani, którzy nie mieli żadnej możliwości zaprezentowania się na zjeździe, podzielili głosy między siebie, w rezultacie czego, po kilku godzinach głosowań, wybrano tylko 10 członków do 15-osobowej rady.

Po ogłoszeniu wyników, przewodniczący zjazdu kol. Piotr Ławrynowicz poinformował, że będzie trzecia, a może i kolejne tury albo powtórne zwołanie zjazdu oraz dodał, że istnieje opcja dokonania reasumpcji głosowania uchwały o liczbie członków ORŁ, jeżeli któryś z delegatów złoży taki formalny wiosek. Natychmiast krzyknąłem, że zgłaszam wniosek, żeby przegłosować liczbę członków ORŁ na 10 osób i taki wniosek poddano pod głosowanie. Okazało się, że wniosek uzyskał poparcie 52 delegatów, a przeciw było 22 i w ten sposób zjazd określił liczbę członków ORŁ na 10, akurat tylu ilu było ich wybranych, czym wybory członków ORŁ w Gdańsku zostały zakończone.

W tzw. międzyczasie, kiedy komisja skrutacyjna trudziła się nad obliczeniem wyników dwóch tur wyborów do ORŁ, zjazd zajął się uchwałą zjazdową oraz postanowił dokonać wyboru członka NRŁ i jego dwóch zastępców, spośród delegatów na zjazd krajowy. Nie byłem obecny na tej części obrad, ale musiano wówczas naciągnąć regulamin zjazdu, bo zliczanie głosów podczas głosowania członka NRŁ nie dokonywała wybrana przez zjazd komisja skrutacyjna, zajmująca się w tym czasie wynikami wyborów członków ORŁ. Tę część obrad znam tylko z relacji innych delegatów, którzy przede wszystkim zwrócili uwagę, że podczas ogłaszania przez przewodniczącego zjazdu zasad głosowania wystąpiła kontrowersja w prezydium zjazdu. Kol. Piotra Ławrynowicza uważał, że każdy w wybieranych musi uzyskać więcej głosów 'za" niż 'przeciw', a prawnik ZG PZŁ Grzegorz Sobolak uważał, że zastępcy członka NRŁ nie muszą uzyskać większości, co tylko potwierdza relatywny stosunek działu prawnego ZG do przepisów statutowych. Wszystkie wybory według statutu odbywają się w głosowaniu większością zwykłą, która prawidłowo oznacza więcej głosów 'za' niż 'przeciw', ale widać, że za prawidłowe można uznać również sytuacje odwrotną. Nie można się więc dziwić, że większość członków Związku absolutnie nie rozumie, jak się wybiera zarządy kół i organów Związku. Wyników tego głosowania nie znam, ale prawdopodobnie drugi z głosowanych zastępców członka NRŁ miał więcej głosów 'przeciw' niż 'za', a mimo tego ogłoszono go wybranym. Jeżeli tak było rzeczywiście, co będzie można ustalić po zapoznaniu się z protokołem komisji wyborczej, to wadliwe stanowisko przedstawiciela ZG PZŁ miałoby na zjeździe większą wagę niż prawidłowe przewodniczącego zjazdu, co akurat mnie zupełnie nie dziwi.

Jeżeli zaś chodzi i uchwałę zjazdową, która i tak nie ma żadnego znaczenia dla organów okręgowych, o czym pisałem wyżej, to jej projekt przygotowany przez komisję uchwał i wniosków miał zawierać przede wszystkim stwierdzenia, żeby delegaci na zjazd krajowy przenieśli tam postulaty delegatów z Gdańska. Przeciw takiemu podejściu wypowiedział się jeden z delegatów, sugerując, że jeżeli delegaci tego zjazdu chcą coś zmienić lub przeprowadzić, to niech uchwała ma formę wyrażenia zdania delegatów, a nie w formie prośby do zjazdu krajowego o zajęcie się danym problemem. O co konkretnie chodziło i co ostatecznie w uchwale zjazdowej zostało zawarte nie wiem. Informacji tej nie ma jeszcze, po przeszło tygodniu od zjazdu, na stronie www ZO w Gdańsku, która dzisiaj informuje, że ostatnią aktualizację zrobiono na niej 4 lipca br.

Po zamknięciu obrad zjazdu podszedł do mnie prezes NRŁ kol. Andrzej Gdula i zaczął tłumaczyć przesłanki przygotowania w Związku takich, a nie innych rozwiązań ustawowych, o których mówiłem podczas dyskusji. Nie zgadzał się z moim stwierdzeniem, że umowa dzierżawy obwodu może być od tak rozwiązana, bo to umowa cywilno-prawna. Z mojej strony odpowiedzią było, że jeżeli ustawa stanowi, że umowa dzierżawy ulega rozwiązaniu w ściśle określonych warunkach (np. nie wykonanie 80% planu odstrzału lub nie zwiększenie planu na żądanie nadleśniczego), to kodeksowi cywilnemu nic do tego i umowa dzierżawy zostanie rozwiązana z mocy prawa. W rezultacie każdy pozostał przy swoim stanowisku, a ze strony prezesa usłyszałem zapewnienie, że Związek nie pozwoli skrzywdzić kół i nie dopuści, żeby umowy były rozwiązywane. Brzmi dobrze, tylko dlaczego PZŁ forsuje w ustawach rozwiązania, które stają w sprzeczności z takim stanowiskiem? Na ten temat nie dane już nam było podyskutować, bo nowy-stary prezes ORŁ kol. Marek Gorski, nowy-stary sekretarz ORŁ kol. Wojciech Kraiński oraz nowy-stary łowczy okręgowy Piotr Ławrynowicz stojący przy nas nalegali, żeby prezes Andrzej Gdula udał się z nimi, prawdopodobnie na spotkanie pozjazdowe.

Była godz. 21:40, kiedy wsiadłem do samochodu i po 13 godzinach zakończyłem swoje kolejne doświadczenie pod tytułem - okręgowy zjazd delegatów PZŁ.

PS - Sekretariat zjazdu prowadzony tak jak w 2010 r. przez panie: Zosię i Małgosię z biura okręgu, był wielce pomocny delegatom, a mi też pomógł w jednej sprawie. Pani Zosiu, proszę nie zapomnieć o mojej prośbie!