Wtorek
05.09.2006
nr 248 (0401 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
CZY TAK NAS WIDZĄ? (cz. 2) autor: Stanisław Pawluk
Wczoraj przedstawiłem spojrzenie pierwsze.

Spojrzenie drugie: PŁACZĄCE ŁĄKI.

Antoni Sacharuk należy do ludzi sukcesu. Z wiejskiego chłopaka mieszkającego w bliskiej zawalenia, choć stojącej do dziś chaty, wyrósł na biznesmena, którego spokoju w obszernym domu bronią tablice z napisem „wejście po uprzednim uzgodnieniu”! A. Sacharuka, który był gminnym agronomem rządząca wówczas partia SLD wsparła w wyborach do rady powiatu. Tam zdobył stanowisko przewodniczącego komisji porządku publicznego. Jest także komendantem OSP. Wydawało by się, że splendor i przywileje spływają więc na łowiectwo, a korzyści z takiego utytułowanego członka przekuwają się w ilość bażantów, zasiedlania zajęcy, walkę z kłusownictwem, powstawaniem remiz dających ochronę drobnej itp. A tymczasem za sprawą tegoż A. Sacharuka, łąki gdzie kiedyś czerwono było od bażantów, zamieniają się w błota. Wykonane bez wymaganych zezwoleń przez niego stawy na wiejskich gruntach stoją bez wody i jedynie tumany komarów cieszą się z takiego stanu. Inspekcja budowlana wstrzymała bowiem prace, nakazała przywrócić do stanu pierwotnego poorane rowami i zryte koparkami grunty.

- Rekultywacja tego terenu jeszcze przez długie lata nie zapewni tych pięknych widoków jakie tu były - wzdychają mieszkańcy Mokran Starych. Tego ptactwa, które naciągało tu każdej wiosny też szybko się nie zobaczy. Zwłaszcza, że w miejscach gdzie bytuje resztka czarnych bocianów, żurawi i czapli białej często słychać strzały.
- Kto i do czego tam strzela? – zadają retoryczne pytanie.
- Tam tylko Sacharuk wchodzi bo teren siatka ogrodził, tam nikt obcy nie wchodzi i nie strzela - konkluduje starsza mieszkanka Mokran.

Mieszkańcy oprowadzają mnie resztkami łąk. Tu A. Sacharuk zrobił tamę na rzece Krzna, a tu przegrodził starorzecze groblą. tworząc w ten sposób z jednej części staw, pokazują płoty które niczym zasieki na Majdanku bronią dostępu do brzegu rzeki.
- Tędy wiodła ścieżka. Ludzie nią od lat na skróty do kościoła w Malowej Górze chodzili! Teraz trzeba nakładać drogi dookoła - żali się przygodny rowerzysta z zainteresowaniem obserwujący sporych rozmiarów aparat, który co raz przykładam do oka. Pokazuje mi punkt pomiaru poziomu wody wyrażając jednocześnie wątpliwość, czy te pomiary zafałszowane przez sztuczne spiętrzenia dzikimi tamami nie spowodują, że o naciągającej powodzi nie zostaną w porę uprzedzeni.
- Panie nie zapisuj pan mego nazwiska! Jak się Antek dowie to ja tu życia miał nie będę! – prosi wsiadając na rower.

Oglądam jeszcze gnijące i porośnięte chwastami wiązki faszyny przygotowanej dla wyłożenia brzegu rzeki, który podmywany jest przez przyspieszony tamą nurt. Leży tak jak przywieziona parę lat. Nie widać jakoś staranności i troski o to środowisko. Betonowe pobudowane na dziko ujęcia wody straszą szarością i siatką. Płoty... Płoty.... Płoty.... Niezbyt komponują się z fauna i florą środowiska rzecznego.

Spotkany przygodnie mieszkaniec opowiada mi, jak dwa lata temu A. Sacharuk oskarżył go o kradzież ryb z tego stawu - wskazuje na pusty, bagienny plac otoczony groblą.
- Takiej osobistości i policja i sąd dał wiarę. Odsiedziałem kilka miesięcy - stwierdza.
Zaprasza do domu pokazuje akt oskarżenia i wyrok z uzasadnieniem, że na stawach stanowiących własność A. Sacharuka dokonał kradzieży, tyle to a tyle kilogramów ryb, a więc A. Sacharuk poniósł szkodę więc kara się należy. Za chwilę pokazuje mi kolejny dokument z innej sprawy, gdzie uprzedzony o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania A. Sacharuk jednoznacznie stwierdza, że stawów rybnych nie posiadał i nie posiada.

- Panie! To czyje tych kilka ryb było? Za co siedziałem, skoro nie było stawów i A. Sacharuk szkody nie doznał - rzuca pytania Stanisław K. zapalony wędkarz z Mokran.?
Robię jeszcze kilka zdjęć chyba ostatnich w tym terenie nie ruszonych koparką oczek, gdzie mam nadzieję za kilka tygodni zlecą się północne kaczki.
- Zawsze ich tu było sporo! - stwierdza jeden z rozmówców.
- Teraz na bagnach w błocie to ani kaczek, ani bażantów, ani zajęcy się nie zobaczy. Inspekcja nie pozwala napełniać stawów wodą więc i kaczek na które A. Sacharuk przez kilka lat gdy mógł napełniać stawy pozwalał polować tylko wybrańcom nie będzie. Szkoda tak pięknych terenów - wzdycha.
Przecież te łąki płaczą....

Chciałem zadać kilka pytań Antoniemu Sacharukowi. Ten jednak rozmowy ze mna nie chciał odebrać odrzucając ją już po pierwszym dzwonku. Widocznie moje poprzednie opisy jego dokonań na łowieckiej niwie niezbyt dobrze komponują się w jego strategii działania.

Czas na powrót. Z samochodowego radia „idzie” relacja z festiwalu kresowego w Morągu. Pięknym głosem Marek Toczewski śpiewa:
„...jakaś się skarga miota,
serca prostota,
wierzy w Polesia cud!....”


PS - Płaczące łąki zobrazowałem fotografiami w galeriach.