![]() |
Piątek
07.10.2005nr 068 (0068 ) ISSN 1734-6827
Był świadkiem wyjścia na polowanie indywidualne łowczego koła i czterech obcych kołu myśliwych. Również przy inych okazjach stwierdzał, że to w tym lub tamtym rejonie obwodu polują goście indywidualnie i zbiorowo, a od innych myśliwych z koła wiedział, że rok wcześniej goście strzelili 4 dziki, które dla niepoznaki zostały rozpisane na członków koła, w tym na obwód, w którym wówczas nie polowali. Nie podobało mu się również, że polujacy na bażanty prezes koła z dwójką gości nie posiadali psa. O wszystkich powyższych sprawach i kilku innych poinformował 29 maja 2004 r. walne zgromadzenie koła i na sugestie tego gremium opisał te sprawy na piśmie dla komisji rewizyjnej, sugerując, żeby ta wyjaśniła:
Jak widać z powyższego opisu, Bogdan S. nadepnął na odcisk nie jedemu członkowi koła, stad nie może dziwić, że w proponowanym porządku obrad walnego zgromadzenia koła w dniu 25 czerwca br. zarząd ujął głosowanie nad wykluczeniem go z koła, nie przedstawiając mu jednak żadnych zarzutów. Zarzuty te, sprowadzające się do "niekoleżeńskości", zostały wyartykułowane na WZ przez prezesa koła, któremu nie odpowiadało podniesienie rok wcześnie na WZ zarzutu polowania bez psa na bażanty oraz zarzuty podniesione przez innego członka koła, traf chce, że osoby, przeciw której rzecznik dyscyplinarny w Białej Podlaskiej prowadził postępowanie o nielegalne strzelenie dzika na polowaniu zbiorowym w lutym, ujawnione przez Bogdana S. W głosowaniu nad wykluczeniem z koła zdecydowały najprawdopodobniej głosy trzech jego członków, którzy za sprawą doniesienia Bogdana S. mieli sprawę w sądzie łowieckim w Białej Podlaskiej, a przez zarząd nie byli zawieszeni w prawach członka koła. Widać tego typu przewinienie nie miało dla zarządu koła większego znaczenia. Gdyby nie ich obecność, wniosek nie uzyskałby wymaganej wiekszości, a tak ją uzyskał i Bogdan S. został z koła wykluczony. Oczywiście złożył odwołanie do ZO PZŁ, w którym podniósł, że nie postawiono mu zarzutów i nie mógł się do nich odnieść, co gwarantują mu statuty koła i PZŁ i nie udostępnono mu uchwały o wykluczeniu z uzasadnieniem, do czego koło było zobowiązane. Jak wiadomo, złożenie odwołania zawiesza uchwałę WZ o wykluczeniu, ale zarząd koła nie chciał czekać na decyzję ZO i zawiesił Bogdana S. w prawach członka do czasu rozpatrzenia jego odwołania, będąc dla niego bardziej rygorystycznym, niż wobec członków z zarzutami w sądzie łowieckim, ewidentngo naruszenie prawa łowieckiego. ZO PZŁ w Lublinie, pod przewodnictwem łowczego okręgowego Karola Cichowskiego, który jako członek koła brał udział w głosowaniu nad wykluczeniem Bogdana S. z koła, zajął się jego odwołaniem i utrzymał w mocy uchwałę WZ o wykluczeniu. Jak wynika z powyższego, przewodniczący ZO wziął czynny udział w rozpatrywaniu odwołania od uchwały, w której podjęciu sam uczestniczył. Nie była to jedyna nieprawidłowość, bo wbrew zapisom statutu koła i statutu PZŁ, koledze Bogdanowi S. nie przedstawiono zarzutów "niekoleżeńskości" z uzasadnieniem, przez co uniemożliwiono wypowiedzenie się na ich temat i nie przedstawiono mu również uchwały o wykluczeniu. W ocenie merytorycznych podstaw wykluczenia nie uwzględniono dotychczasowej nienagannej postawy potwierdzonej trzykrotnym wyborem na skarbnika koła oraz zangażowania się w wykluczenie osób, które popełniły przewinienia łowieckie ujawnione przez Bogdana S, a które już po jego wykluczeniu zostały ukarane przez sąd łowiecki zawieszeniem w prawach członka PZŁ. Wszytkie te okoliczności uszły uwadze zarządu okręgowego doprowadzając do uprawomocnienia się nieprawnie podjętej uchwały o wykluczeniu. W swoim pisemnym stanowisku ZO w Lublinie uznał, że zgłaszane na walnym zgromadzeniu koła zarzuty uzasadniają wykluczenie i wymienił je, oceniając, że ustne powiadomienie walnego zgromadzenia w 2004 r. i później na piśmie komisji rewizyjnej o nieprawidłowościach działania prezesa i łowczego koła było pomówieniem, bo ten pierwszy w polowaniu na bażanty miał psa schowanego w bagażniku, a ten drugi polował z grupą gości posiadających odstrzały indywidualne. Do tego dołożył nieetyczne zachowanie się na polowaniu zbiorowym w grudniu 2004 , nie wyjaśniając co też tam się wydarzyło, co uzasadniałoby wykluczenie poparte akceptacją zarządu okręgowego. Ciekawym byłoby uzyskać odpowiedź ZO w Lublinie na temat, czy i jak zgłaszać zaobserwowane nieprawidłowości w kole, żeby nie narazić się na zarzut pomówienia i redakcja zwróciła się o to w piśmie do łowczego okręgowego Karola Ciechowskiego. Odpowiedzi na postawione przez nas pytania przez 8 tygodni nie otrzymaliśmy. Chcieliśmy się też dowiedzieć, jak łowczy okręgowy widział swoja rolę jako osoby uczestniczącej w podjęciu uchwały o wykluczeniu Bogdana S., a później w rozpatrywaniu jego odwołania. Interesowało nas również stanowisko ZO, jak należało postąpić, jeżeli Bogdan S. widział myśliwych na polowaniu na bażanty bez psa. Czy zwrócić miał się z tym do walnego zgromadzenia i komisji rewizyjnej dopiero po sprawdzeniu, czy psa nie ma czasem w bagażniku samochodu? Albo gdy widział czterch obcych myśliwych w terenie, to ma ich wpierw wylegitymować z posiadanych odstrzałów? Ten sposób interpretowania przez ZO w Lublinie pomówienia zniechęca do jakiejkolwiek reakcji na zaobserwowane nieprawidłowości, bo trudno sobie wyobrazić, żeby szeregowy myśliwy przeprowadzał szczegółowe dochodzenie i zbierał dowody, żeby nie narazić się na zarzut pomówienia i wykluczenie z koła za "niekoleżeńskość". W tym miejscu można byłoby sprawę zakończyć, tak jak pewnie kończyła się niejedna podobna sprawa członkostwa w kole osoby, której dla legalnego wykluczenia z koła postawiono zarzut "niekoleżeńskości" i ewentualnie tylko ponarzekać, że powołani do nadzoru nad przestrzeganiem prawa łowieckiego członkowie zarządów okręgowych nie zawsze kierują się prawem, czego przypadek Bogdana S. z Lublina byłby dobrym przykładem. Jednak opisana sprawa miała ciąg dalszy, przede wszystkim dzieki forum naszego portalu, na którym została opisana oraz dzięki interwencji dziennika "Łowiecki" w ZO w Lublinie i ZG PZŁ w Warszawie. Okręgowa Rada Łowiecka PZŁ w Lublinie zajęła się w ramach nadzoru opisaną wyżej procedurą wykluczenia i uchyliła uchwałę ZO w sprawie utrzymania w mocy uchwały WZ KŁ Nr 9 w Lublinie oraz uchyliła uchwałę WZ tegoż koła o wykluczeniu Bogdana S. W swoim uzasadnieniu ORŁ podniosła wszystkie uchybienia tak koła Nr 9 jak i ZO PZŁ, czym naruszyły one zapisy statutu tego koła oraz statut PZŁ. To dobry znak, wskazujący, że wybrani przez zjazd okręgowy członkowie ORŁ w Lublinie potrafią zająć stanowisko zgodne z prawem łowieckim, czego nie można powiedzieć o zarządzie okręgowym i zarządzie KŁ Nr 9. W kole tym poluje dużo większa niż w innych kołach liczba prominentnych działaczy PZŁ, a właśnie z tego koła otrzymujemy przykład jak można wykorzystać statutowy zapis o "niekoleżeńskości", żeby pozbyć się kogoś, kto patrzy na ręce innm członkom koła. Prezes koła, którego bardzo wysokie stanowisko na Uniwersytecie MCS w Lublinie powinno raczej skłaniać do umiaru i dystansu w sprawach jednak błahych, wykazał się wyjątkową małostkowością, żeby po roku czasu podnieść jako pomówienie fakt zgłoszenia na WZ koła, że był widziany na polowaniu na bażanty bez psa. Komisja rewizyjna, która badała ten zarzut po tamtym WZ, zadowoliła się oświadczeniem polujących, że pies był w bagażniku i to wystarczyło, żeby osobie, która przecież do bagażnika nie zaglądała postawić zarzut uzasadniający wykluczenie z koła. Warto by postawić pytanie krajowym i okręgowym działaczom PZŁ obecnym na walnym zgromadzeniu głosujacym wykluczenie Bogdana S., dlaczego swoim autorytetem nie stanęli po stronie prawa i nie zapobiegli kompromitującej koło decyzji skreślającej 23 letni dorobek w kole ich kolegi, tylko dlatego, że śmiał podnieść na WZ przypadki, z których prezes i łowczy mieli się tłumaczyć komisji rewizyjnej. Będziemy przyglądać sie dalszym losom Bogdana S. w kole Nr 9 i informować na bieżąco naszych czytelników, bo przecież nie można wykluczyć, że zarząd nie zniechęci się obecną porażką i już formalnie poprawnie przygotuje powtórne wykluczenie Bogdana S. z koła. Oceniając pozytywnie decyzję ORŁ, pozostaje jednak pewien niedosyt w sprawie uczestnictwa łowczego okręgowego w rozpatrywaniu wykluczenia na walnym zgromadzeniu koła i w instancji odwoławczej. ORŁ zauważyła tylko, że ponieważ ZO utrzymał w mocy uchwałę WZ jednogłośnie 5 głosami, to brak głosu przewodniczącego ZO niczego by nie zmienił. Takim stanowiskiem można byłoby może przekonać myśliwych nie znających uwarunkowań ZO, w którym tylko jego przewodniczący jest etatowym pracownikiem PZŁ i wraz ze swoim biurem przygotowuje i referuje zarządowi okręgowemu stawiane sprawy, wskazując podstawy prawne dla takich, a nie innych decyzji. Pozostali członkowie ZO z jednej strony nie mają możliwości technicznych do całościowego badania spraw, ani nie muszą mieć przygotowania prawnego, a z drugiej mają prawo ufać rzetelności przygotowanych przez biuro zarządu prawnych podstaw głosowanych spraw. W tym wypadku zostali prawdopodobnie po prostu wyprowadzeni na manowce prawa łowieckiego. A przecież to przede wszstkim od zarządu okręgowego należy oczekiwać nadzoru nad zgodnym z prawem działaniem zarządów i walnych zgromadzeń kół łowieckich. Tego obowiązku Zarzad Okręgowy w Lublinie i jego przewodniczący nie potrafili w sprawie Bogdana S. dotrzymać, czym przynieśli wstyd chyba nie tylko myśliwym polującym w tym okręgu. Biorąc zaś pod uwagę, że zatwierdzali wykluczenie członka z koła, w którym polują inni działacze okręgowi PZŁ, kładą cień również na nich, bo może powstać uzasadnione wrażenie, że w sprawie Bogdana S. istniała nieformalna zmowa, żeby się go z tego koła pozbyć. Jeżeli mamy ufać organom naszego Zrzeszenia, to przykład ZO w Lublinie podkopuje tę ufność i inne zarządy okręgowe powinny wziąść go sobie do serca, również w aspekcie jak ostrożny powinien być łowczy okręgowy, żeby nie móc mu zarzucić aktywnego podejmowania decyzji wobec członka Zrzeszenia równocześnie w I i II instancji. Czy przykład Bogdana S. będzie nauką dla podobnych spraw pokaże życie i wyrażę tu chyba nie tylko swój własny pogląd, że pojęcie "niekoleżeńskości" powinno raz na zawsze zniknać ze statutu PZŁ. Tylko pisząc i mówiąc głośno o błędach popełnianych w zarządach okręgowych, możemy te błędy wyeliminować na przyszłość. Redakcja dziennika "Łowiecki" będzie podnosić podobne sprawy z innych okręgów, z którymi zwrócili się do nas nasi czytelnicy, bo czasem tylko tą drogą można naprawić zło, które stało się udziałem szeregowego członka naszego Zrzeszenia. |