Czwartek
19.02.2009
nr 050 (1299 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: Ludzie i myśliwi...  (NOWY TEMAT)

Autor: Jagdterrier  godzina: 15:45
Może temat niedokońca trafiony ale co mi tam :) Otóż wchodząc na nieszczęsną naszą-cele.pl trafilem na profil fikyjny STOP!!! myśliwym i zabianiu zwierząt. Malą konspiracją dostalem się w jego szeregi aby po oglądać galerie. TO że 99% zdięć narusza prawa autorskie to swoją dogą. Trafilem na zdięcie okladki książki znanaej jako "Schabowy znaczy jedzenie" czy jak kto woli "Farba znaczy krew". Zacytuje opis tej książki autora ( nie będzie to jedyny przyklad) Dzikie Życie 5/167 2008 Maj Być ze spokojem w sercu Ważne jest, byś tę książkę pisał z szacunkiem i ze współczuciem dla myśliwych, do których przecież sam kiedyś należałeś” – takie słowa w jednej z rozmów znajdujących się w książce Zenka Kruczyńskiego skierował do niego Wojciech Eichelberger. W książce pojawiają się pytania o stosunek człowieka do przyrody, zwierząt i całego stworzenia. Czy jesteśmy panami wszelkiego stworzenia, czy raczej jednym ze stworzeń zamieszkujących tę planetę? Czy polowanie to sport dla prawdziwych mężczyzn, czy też prawdziwy mężczyzna właśnie potrafi dojrzeć prawdziwe oblicze myślistwa? – jak piszą wydawcy książki na swojej stronie internetowej. Zenon Kruczyński, autor książki, przez wiele lat był zapalonym myśliwym, wychowanym w rodzinie o takich tradycjach. Od ponad 10 lat już nie poluje. Dziś działa na rzecz zachowania drzew przydrożnych i miejskich oraz ochrony Puszczy Białowieskiej. Poprzez książkę „Farba znaczy krew” dzieli się z czytelnikami swoją historią, przeżyciami i opowiada o myślistwie oraz o wszystkim, co wiąże się z zabijaniem zwierząt. W książce znajdują się również jego rozmowy o różnych aspektach, uwarunkowaniach, powiązaniach, wpływie i skutkach myślistwa na człowieka i jego otoczenie. „Jest taka, niepisana etyka myśliwska, żeby dać zwierzęciu umrzeć, po strzeleniu do niego” – mówi on psychoterapeutce Annie Dodziuk. – „Nie idzie się na miejsce od razu. Moim zdaniem ważniejsze jest to, żeby samemu nie widzieć śmierci. Tym bardziej wtedy, gdy się ją samemu zadało”. Po lekturze długo zastanawiałem się, o czym naprawdę jest ta książka. Myślę, że o bólu i cierpieniu w nas samych, ucieczce przed swoją wewnętrzną naturą, ale zarazem o możliwości dokonania głębokiej przemiany. O tym, że przemiana jest możliwa, bez względu na uwarunkowania. Nie da się również ukryć – choć Zenek o tym nie wspomina – że jest to książka opowiadająca przede wszystkim o tym, jacy są mężczyźni i jaki ból noszą w sobie. Mniej lub bardziej to książka o każdym z nas. Pod koniec książki autor napisał: „Gdy polowałem, widziałem las poprzez cel: spotkać zwierzę – podejść je, strzelić. Oczy, uszy w gotowości. Ani chwili na rozluźnienie – na ramieniu jest załadowany, odbezpieczony sztucer. Teraz chodzę po lesie ze spokojem w sercu”. Właśnie tego spokoju w sercu nam trzeba. Grzegorz Bożek Fragment książki http://terytoria.com.pl/userfiles/file/ksiazki_pdf/537_-_Kruczynski_-_FARBA_fragment.pdf Wywiad na żywo z Z. Kruczyńskim można obejrzeć na stronie: http://czytelnia.onet.pl/wideo/283,3691234,odtwarzaj.html http://www.wegetarianie.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=12&pagenum=1&mode=thread&order=0&thold=0 recenzje z książki Kaźnia i egzekucja Podkarmiane ambony! Wygodnie urządzone, czasami ogrzewane miejsca kaźni. Przyzwyczaja się zwierzęta, aby tu właśnie przychodziły się pożywiać, wykłada się stale karmę: kartofle, buraki, owies, ziarno - po czym, gdy jedzą, zabija się je. Spokojnie, w środku nocy, gdy myśliwy usłyszy odgłos żerowania, wychodzi spod wygodnej kołderki, najczęściej patrzy od razu przez lunetę, wybiera sztukę i naciska spust sztucera. Wyjmuje łuskę i układa na półeczce - 78 sztuka upolowana z tej ambony. Idzie spać. Rozwidni się, to wstanie, wypatroszy. To jest kaźnia zwierząt. Te miejsca cuchną rozkładającą się materią. Są jak gnijący ropień - i tak wyglądają. Wszędzie ich w lasach pełno. To zdegenerowana plaga. "... stan takiego oczekiwania, potęgującego się napiecia i emocji powiększających sie z każdą minutą mógłby się nigdy nie kończyć..." "...zabijanie wyzwala zbyt wiele stresów...tylko raz byłem królem polowania..." "...polowanie kończy się sukcesem, gdy doświadczenie myśliwego (broń myśliwska) wygrywa ze zmysłami i instynktem dzikiego zwierzęcia..." Moje odczucia są takie że nasze spoleczeństwo pozbylo się mięśiarza którego celem bylo tak jak wyżej (Gdy polowałem, widziałem las poprzez cel: spotkać zwierzę – podejść je, strzelić. Oczy, uszy w gotowości. Ani chwili na rozluźnienie – na ramieniu jest załadowany, odbezpieczony sztucer.) Komentarze urzytkowników: Milośnicy Piegusków: to jest krew???????????O boże ludzie to dddddebile Na szczęście nie wszyscy!!!!!!!!!!!!!!!!! Użytkownik xyz: Czytałam ostatnio o zabijaniu fok..to okropne!Zostawiają ich ciało bez skóry(którą obdzierają z nich na futra:() i cały śnieg jest we krwi..:(( Pani xyz Kolejny opis książki: GALA 39/2008 CHŁOPCY Z AMBONY Farba znaczy krew” Zenona Kruczyńskiego to książka polecana i przez Katarzynę Grocholę, i przez Olgę Tokarczuk. A także przeze mnie i wiele jeszcze innych, znanych albo nieznanych postaci, które dzięki autorowi przeżyły zgrozę i wstrząs, jaki wywołuje objawienie oczywistości. Nie są to sprawy miłe ani dla większości populacji specjalnie ważne. Chodzi o polowanie. O zabijanie zwierząt w lesie. Moi wierni czytelnicy pamiętają zapewne, że odbyłam w lipcu świecką pielgrzymkę leśną, w trakcie której napotkałam kilku autentycznych myśliwych. Jeden z nich podobno zabija zwierzęta z biedy, bo rodzina nie ma co włożyć do garnka. Podobno. Pozostali recytowali mantrę o dokarmianiu. Miejscowi uważają się za elitę wśród koleżków ze sztucerami i piórkami słonki na kapeluszach. Przyjezdni w lesie nie odróżnią klonu od jaworu i nie mają bladego pojęcia, jakie ptaki śpiewają im nad głową. Chcą tylko kropnąć jak najwięcej zajęcy. Na zagraniczniaków wzorem PRL-u mawia się „dewizowi”. Kiedyś polowali partyjni i dewizowi, dziś – tak zwany Roman Każdecki z kolegami. Każdego stać na ustrzelenie jelenia, dzika albo sarny. Jak zechce, pojedzie sobie do sąsiednich Czech i tam załatwi specjalnie dla niego wypuszczonego z klatki lwa, tygrysa albo antylopę. Safari w Afryce? Proszę bardzo. Słoń, antylopa, bawół, lew i lampart to tak zwana wielka piątka, którą położyć trupem jest dziś łatwiej, niż trafić w kwiatek na strzelnicy w wesołym miasteczku. Kruczyński obnaża wszystkie grubymi nićmi szyte brednie i zmyślenia, które spowijają mit polowania niczym zasłona dymna. Nie ma żadnego zewu wojownika, niebezpieczeństw w leśnych ostępach, tropienia ani podchodzenia zwierzyny. To wszystko są bajki dla głupich żon i dzieci. Dzisiejszy myśliwy to facet, który wyłącznie dla przyjemności wykonuje wyroki na zwierzętach mających tyle szans co więzień na spacerniaku. Samych saren zabija się co roku setki tysięcy. Po co? Nie z głodu przecież. Słynne „dokarmianie”, które ma uzasadniać ten proceder, to racjonalna inwestycja w pewny zysk i przyjemność. Robi się to wyłącznie po to, żeby zwierzęta grzecznie wystawiały się na strzały. Buraki zwracają się w dziczyźnie. A ile z tego frajdy! W stanie mniej lub bardziej nietrzeźwym chodzą sobie po lesie i okolicach prawdziwi mężczyźni, strzelający do wszystkiego, co się rusza. Do psów, do dzieci, do dziewczyn pasących krowy albo do siebie nawzajem. Po takim wypadku na ogół zwiewają, bo męskość i waleczność mają jednak swoje granice. Żony myśliwych mają za zadanie czekać – wszystkie weekendy, święta i urlopy mężuś się ukrywa z kolegami w lesie – a potem wyprawiać uczty dla oniemiałych z wrażenia gości. Rosół z bażanta, kotlety z sarny, pasztet z dzika. U nas jada się jak w Soplicowie! Jasne, że zwierzęta przemysłowo hodowane na mięso mają dużo, dużo gorzej od tych, które chodzą sobie po leśnym spacerniaku. Las jest obstawiony myśliwskimi ambonami jak sceneria z „Truman Show” kamerami telewizyjnymi, ale zajączki i sarenki nie są tego świadome. I dobrze. Lepszy „Truman Show” od betonowej hali, w której spędzasz całe krótkie życie, nie oglądając słońca, robiąc pod siebie, popadając w apatię albo coraz większą autoagresywną wściekłość. Jeśli nie staniesz się wskutek choroby niejadalna i nie podlegniesz utylizacji, zaszlachtują cię na taśmie i puszczą w obrót handlowy. Żaden dzik ani jeleń nie umiera dziś śmiercią naturalną w lesie, bo wcześniej czy później trafia go kula myśliwego. Ale krowy, świnie i kury z przemysłowych hal nie dożywają nawet dorosłości. O założeniu rodziny nie wspomnę. Tymczasem my, dobrzy ludzie, trzymamy w mieszkaniach uczłowieczone zwierzątka i trzęsiemy się nad nimi jak nad najbliższymi członkami rodziny. Wzruszamy się misiem Knutem z berlińskiego zoo i psem Tofikiem spod Meszna, który uratował swoją osiemdziesięcioletnią panią zgubioną w polu. Przytulał się cały czas do leżącej staruszki i ogrzewał ją własnym ciałem! Podobnie zachwyca nas wilczur Buddy z Phoenix w USA, wytrenowany pies asystujący, który skutecznie zadzwonił po karetkę, kiedy jego pan zasłabł. Narodziny lwiątka albo małej pandy w zoo telewizyjni spikerzy odnotowują ze słodkim uśmiechem na obliczu. Można by zatem zastanawiać się, gdzie leży granica między misiem Knutem, gąską Balbinką, Buddym ratownikiem a identycznymi stworzeniami przerabianymi na smalec w schroniskach, zjadanymi pod postacią wędlinki albo wieszanymi na drucie, jak to ludność ma zwyczaj czynić z psami, które się zestarzały albo znudziły właścicielom. Gdy zachoruje kot, idziemy z nim do doktor Sumińskiej, która zrobi mu badania, poda lekarstwa, pocieszy i wycałuje po pyszczku. Kot Marian ma łapki i serce, można mu pobrać krew i zrobić EKG. Sarenka w lesie ma „badyle” i „komorę”, na którą się strzela. Jej krew to „ farba”. Rezolutny zajączek jest chory, bo tatuś nafaszerował go śrutem. Kto wyleczy zajączka? I komentarze: Użytkownik abc: Ptak i owszem piekny, ale jego miejscem do zycia sa przestwprza, wolnosc, a nie klatka czy nawet woliera. Poza tym ten ptak uzywany jest do polowan, jakby malo bylo mysliwym broni, znalezli cos bardziej ekskluzywnego... sokolnictwo... Kolejny opis: W 2007r zastrzelono 4 osobniki. Każda ingerencja w ich naturalne środowisko powoduje rozbicie watah, a pojedynczy osobnik nie jest w stanie zdobyć sobie pożywienia. Często zdarza się, że podczas takiego polowania i w wyniku zamieszania, młode oddalają się od matek. Są zupełnie bezbronne, niezaradne co prowadzi do ich śmierci Polowanie z fladrami - jest to pewna odmiana pedzeń stosowana przy polowaniu na wilki i lisy. Po tropieniu wilków na śniegu, otacza się miejsca ich zalegania sznurem, na którym w bliskich odstępach przymocowane są czerwone chorągiewki długości ok. 40 cm. Fladry zawiesza się na niewielkiej wysokości na krzewach i drzewach. Myśliwych cicho ustawia się na przesmykach i zdejmuje fladry w pobliżu tych stanowisk. Teraz dwóch - trzech naganiaczy wchodzi w miot i rusza wilki. Te, bojąc się powiewających czerwonych szmatek, nie przechodzą przez fladry i próbują wyjść z opresji w miejscach nieofladrowanych i tam pojawiają się w zasięgu strzału. Komentarzy nie podam bo to co jest napisane nadaje się do kryminalu... Można przytaczać jeszcze więcej przykladów. Miosobiście robi się niedobrze kiedy ktoś niemający zielonego pojęcia opierający się na książce miesiarza który zostal zbawiony, atakuje nas... Dlaczego związek nie weźmie się do roboty i nie zaskarży dzienniki, brukowce itd szkalujące nas, niedlugo będzie tak że polowanie obejżymy tylko na youtube.com. Ludzie dzialajmy... Darz Bór

Autor: Piastun  godzina: 19:10
Uzyles slowa miesiarz prawde mowiac to dobre slowo i czlowiekowi niezwiazanemu z lowiectwem latwiej zrozumiec ze zabijam po to zeby zjesc a poluje bo lubie. Jak nie zjem oddaje na skup bo kolo ma z tego pieniadze, Polujac przestrzegam obowiazujacego prawa i nie strzelam do kazdego zwierzecia jakie spotkam tylko do takich ktore mam wpisane w odstrzal. To latwe do zrozumienia dla kazdego czlowieka. Trudniej zrozumiec ze za upolowana przez siebie zwierzyne musze zaplacic. Jak dodam ze place jeszcze rocznie 1200zl skladek to slysze najczesciej TO SIE NIE OPLACA. Po czym rozmowca zapala papierosa na ktore wydaje rocznie ponad 2000zl kupujac codziennie paczke Nazywajac miesiarzem mysliwego ktory poluje bo lubi dziczyzne inny mysliwy mu ubliza. Z drugiej strony plan trzeba wykonac Prawdziwy mysliwy powinien byc etyczny i strzelac dla przyjemnosci-Czy tak? JA JESTEM MIESIARZEM poluje na dziki i biore je na uzytek wlasny (dwa razy oddalem na skup ale to byly odynce). Na skup oddaje tylko sarny nie dlatego ze lubie do nich strzelac ale dlatego ze ktos musi wykonac plan. Dlaczego jem zwierzyne? Dlaczego jestem miesiarzem? Bo za te psie pieniadze dzik jest tanszy i bardziej wydajny od swini poza tym bardziej mi smakuje jak sam cos zrobie. Nie moge przelknac nafaszerowanej chemia wedliny Nie zawsze strzelam do zwierzyny, czesto odpuszczam kiedy uznam ze nie powinienem strzelac. Nie uznaje zbiorowek jako polowania i nie chodze na nie. Jezeli strzelam to w warunkach gwarantujacych sukces. Lisy strzelam zeby bylo ich miej Takimi oto prostymi slowami mozna wytlumaczyc szaremu czlowiekowi dlaczego poluje. To co dzieje sie wewnatrz mnie zachowuje dla siebie. Te emocje, adrenalina, upor i wytrwalosc . Szacunek i zauroczenie pieknem przyrody zachowuje w pamieci i wracam do tych chwil po latach............... odwiedzajac to miejsce w ktorym przezylem kiedys to co mi tak zapadlo w pamieci. Spotkanie ze swiatem przyrody ktory zawsze jest niepowtarzalny. Bedac dwa razy w tym samym miejscu doswiadczam czegos innego. Jak strzele to dobrze czasami jednak powstrzymanie sie od strzalu daje mi wieksza satysfakcje. Piszac "Ludzie i mysliwi..........." dajesz wszystkim do zrozumienia ze mysliwy nie jest czlowiekiem tylko czyms innym. Czym? DB

Autor: Jagdterrier  godzina: 21:49
Piastun zgadzam się z Tobą. Ale % tych ludzi do których trafia to co napisaleś jest znikomy. Też wole jeść zdrowe mięsko a nie takie gdzie są tony jakiś sterydów i jeszcze więcej soli. Ale dużo osób opiera się tylko na argumencie że zabijanie jest be i basta. Nie przetlumaczysz do rozumu żadnymi czynami, slowami takiej osobie. Pisząc "Ludzie i myśliwi" chcialem pokazać jak część spoleczeństwa nas odbiera... Myślisz że oni nas uważają za ludzi?? Czy może porównują do seryjnych morderców i gwalcicieli??

Autor: Piastun  godzina: 22:56
Mylisz sie spoleczenstwo to nie tylko snoby z duzych miast co to raz do roku na grzyby pojada i tyle las ogladaja. Mieszkam na obrzezach 15-to tysiecznego miasta. Tu prawie kazdy rozumie to co wczesniej napisalem. Zwlaszcza ludzie ze wsi na codzien borykajacy sie z problemami szkod i majacy jakies wyrobione zdanie na temat polowania. Gorzej jest z wysmarowanym samoopalaczem warszawiaczkiem co to nie on i jaki to on nie jest wspanialy. Jest przeciwko zabijaniu nie moze na to patrzec a jak go poczestujesz kawalkiem kielbasy z dzika to z reka by zjadl. Nie jestem koza i mieso bede jadl najgorsze jest to ze wedlina jest ze sklepu a nie ze zwierzat. Jako mysliwi mamy stycznosc z zabijaniem. Niestety sa tez mysliwi ktorzy sa prawdziwymi sadystami a polowanie traktuja jako zabawe. Ta gropa pokazuje spoleczenstwu wizerunek mysliwego. Zobaczcie zdjecia na forum. Facet umazany krwia jak indianin. Inny wymazany krwia z blotem- co to ma byc? Jak mialem chrzest mysliwski mialem narysowany palcem na czole krzyz i nic wiecej. Wypatroszone kulami lisy. Jakie to nam wystawia swiadectwo? Jak slysze slowo MIESIARZ to nie wiem co myslec.......... przeciwienstwem tego slowa jest chyba sadysta. Blednie pojmowana etyka. Skoro etyczny mysliwy nie jest ani miesiarzem ani sadysta to kim jest?