Środa
04.10.2006
nr 277 (0430 )
ISSN 1734-6827

Dyskusje problemowe



Temat: zajęta ambona

Autor: zygi  godzina: 00:03
Temat jaki porusza Pit nie jest wcale taki błahy.Nie ma problemu jak jest to odosobniony przypadek.Natomiast kiedy takie sytuacje się często powtarzaja to jest problem.Znaczy to,że ustalenia w kole nie są przestrzegane i drobne upomnienia nie pomagają.Kolega kolegą ale ja przepraszam za takie koleżeństwo jak na polowanie jadę kolkadziesiąt kilometrów,wpisuję się na konkretny obiekt do którego od ksiązki mam też kawałek drogi a tam siedzi sobie inny myśliwy wpisany na inny obiekt bo co,myślał,że nikt nie przyjdzie na tą ambonę?To mam być z tego zadowolony?Mam iść sobie do książki i wpisywać się gdzie indziej czy bez wpisywania się polować w innym miejscu?To takie postępowanie jest koleżeńskie.Ten na niewłaściwym miejscu powinien szybciutko przeprosić i zmykać pocichutku gdzie pieprz rośnie.Oczywiście jestem za tym aby sprawę najlepiej załatwić między sobą ale kiedy sytuacje się notorycznie potarzają to od załatwienia takiej sprawy jest zarząd. Pozdrawiam.

Autor: Alus  godzina: 01:38
Oczywiście w opisywanej sytuacji konieczny jest spokój i koleżeńskie dogadanie się. Wydaje mi się jednak, że ten zapisany z własnej i nie przymuszonej woli powinien jednak ustapić miejsca jego "prawowitemu" wg. zapisu w "Książce ewidencji...". Otóż wszystko jest dobrze, dopóki dobrze ale gdyby co to mogą być schody. Wyobraźmy sobie, ze w rejonie gdzie miał być (polować) ten zapisany w nim dochodzi do postrzelenia. Dobra niech bedzie, ze nie człowieka, a jak w znanym mi przzypadku, zastrzelenie krowy. "Uzurpator" zapisany gdzie indziej, nie ważne winny, czy nie winny idzie w zaparte i twierdzi, że on był w rejonie w którym zapisał się i nikt mu nic innego nie może udowodnić. Dowody są jasne i wyraźne na piśmie. Kto w tej sytuacji "daje ciała"? Czy dadza wiarę temu zapisanemu, ze nie on tu polował mimo wpisu w Książce? Pozdrowionka DB

Autor: Pan Sułek  godzina: 12:44
Jeśli chodzi o wypowiedź Pomorskiego Łowcy to zgadzam się całkowicie r.andrzejem(twoja nagroda cały czas leży i czeka ino ja zgubiłem adres). Reszta tak jak pisze Alus- wszystko jest dobrze dopóki nic się nie stanie. I ja w takich sytuacjach,a miałem jedną, reaguję krótko - natychmiastowa rozmowa z prezesem ,który oczywiście nie może tego zostawić ,ale jak to Alus ujął po to jest Prezesem ,aby ten cały burdel trzymać jakoś w kupie. Prezes wszystko wyłagodził ,mój starszy kolega nie wybiera się bez wpisów w łowisko i po około roku zaczął sie do mnie odzywać mimo ,że wcześniej dodawał wiele epitetów przed moim nazwiskiem. Natomiast ja coraz spokojniej jeżdżę w łowisko bo kilku bardziej swobodnych kolegów wie ,że jak przyjedzie tam ten ...... i znajdzie kłusownika to będą kłopoty. I dlatego bardzo proszę koledzy nazywajmy sprawy po imieniu - facet ,który nie siedzi w swoim wcześniej wypisanym miejscu jest ,albo kłusownikiem ,albo ma miażdzycę naczyń mózgowych co w obydwu przypadkach dyskwalifikuje go jako myśliwego ponieważ zagraża osobom wykonującym te polowanie prawidłowo. Jeśli ktoś dalej sądzi inaczej to niech spróbuje swoich szans biegając w poprzek trasy łazienkowskiej w godzinach szczytu w miejscach niedozwolonych. Może wtedy zmieni zdanie.

Autor: pawo  godzina: 15:26
mam na ten temat zdanie odrębne nie widzę problemu, jeśli myśliwy zakładając ewentualny podchód wpisuje rejon polowania ale wpisując zasiadkę czyni deklarację, że będzie siedział na czterech literach i względy bezpieczeństwa wymuszają na nim realizację wpisu do książki mamy do czynienia z bronią, więc taka pomyłka może się zdarzyć w y j ą t k o w o między dwoma doświadczonymi często razem polującymi kolegami (w takim wypadku incydent nie powinien być zgłaszany do zarządu) a i tak nakopałbym mu do tyłka za moje pełne gacie a jak jeszcze ambona obrotowa na starodrzewiu z kilkoma podejściami - o Jezu!!! nie Koledzy - to zbyt duże ryzyko jak zakręcony i widzi w książce to, co chce widzieć, to niech idzie do gospody na piwo i baby! a prokurator bierze za doopę do góry zarząd, jak coś się wydarzy - a palec zgina się łatwo jest jeszcze druga strona medalu: wpis premierowy nie jest precyzyjny - hipotetycznie zakładając mógł ów szwoleżer - idąc na swoją zasiadkę - dojrzeć zwierzynę w okolicach spornej ambony przy takich częstych praktykach nawet nie kombinował, poszedł na nią inny myśliwy mając w poprzednim dniu otropioną zwierzynę pakuje się na - wg książki - wolne miejsce....... oj, bywało tak, bywało (mam 60 km do łowiska) hipotezy można mnożyć

Autor: Faber  godzina: 15:32
Panie Sułku-chyba przesadziłeś z tą Trasą Łazienkowską. Tylu myśliwych jednocześnie nie ma w łowisku,ile tam samochodów-nawet na zającach. Jest książka i obowiązek,który nakładają paragrafy i punkty. Przed książka stają omylni ludzie i się wpisują. Zdarza się,że błędnie i to nie ma nic wspólnego z wiekiem,czy miażdżycą. Takie błędy często robią młodzi,niezdecydowani,podnieceni,mający sto pomysłów na minutę lub nie znający dobrze terenu. Nie widzę-jak większość kolegów-problemu,jeżeli faktycznie błędy są sporadyczne. Uchwała WZ niczego nie wymusi,kary też. Do tego potrzebna jest świadomość. Świadomość tego,czym może taki błąd skutkować. Jak się zdarzy nieszczęście(odpukać)-zawsze odpowiada ten,który strzela,ale nieszczęście dotyka obu. Moim zdaniem,jeżeli koleżeńska rozmowa w takich sytuacjach nie przynosi pożądanych efektów-należy sprawę potraktować oficjalnie. Kolego Pit-trafiło to akurat na Ciebie,ale stojąc przed amboną,jesteś nie prezesem czy łowczym,tylko kolegą myśliwym-opier... więc niesubordynata jak dobry kolega. Zyskasz w jego oczach,jak załatwicie to jeden raz bez zbędnego rozdmuchiwania sprawy. Nie bądż taki sztywny-to jest życie. DB i życzę Ci tylko takich problemów w pracy w zarządzie.

Autor: ptica  godzina: 16:24
Koledzy Jak widac na tym forum też macie różne zdania. Mają rację ci co uważają , że koleżeństwo zobowiązuje i mają rację ci co powołują się na prawo i przepisy. Moim zdaniem jeśli trafiło to na kolegów to zarząd wcale nie musi o tym wiedzieć ale jeśli panowie sie nie dogadają i będący na prawie zarząda wyciągnięcia konsekwencji to zarząd powinien zareagować. Oczywiście reakcja powinna byc delikatna i zmierzająca do sprowokowania zgody ale jednak musi być. Co innego gdy okaże się , że ten winny - nieprawnie siedzący na ambonie to facet któremu zdarzyło się to nie poraz pierwszy albo utrudnia życie pozostałym kolegom w inny sposób . Po prostu coś mu się ciągle przytrafia zwykle na niekorzyść kolegów. Istnieje więć podejrzenie że było to celowe a to już inna sprawa. Sam mialem taki przypadek co prawda nie z amboną ale z podchodem na niewielkim terenie. Miejsca było na dwóch a polowaliśmy w czterech. Po polowaniu powiedziałem że w sumie nie mam pretensji ale spytałem się o co chodzi. W końcu otrzymałem wyjaśnienie, a chodziło o to ,że kolega wypatrzył i opracował sobie starego selekcyjnego i ciekawego kozła i bał się , że zostanie pozyskany przez kogo innego. Dostał oczywiście koleżeński opier i powiedziałem , że następnym razem ma kozla opisać i poprosić o nie strzelanie. Z pewnością w takiej sytuacji nie strzeliłbym do takiego kozła i prawdziwi koledzy chyba podobnie. Obiecał, że się to nie powtórzy i po sprawie.

Autor: wsteczniak  godzina: 19:33
ptica - swoim nikiem ponownie wyzwalasz moją myśl, która już fruwała, lecz kazałem jej usiąść na gałęzi. Dołączam do tych, którzy by odpuscili tego starego selekta a nawet bym zadenuncjował pierwszo-oglądaczowi miejsce jego żerowania. No ale ja już parę kozłów strzeliłem i coraz bardziej zainteresowany jeste ich portretem w piksele wbite. Uważam też, że przesadzamy z braniem pod pachę argumentów bezpieczeństwa - jako jedynie słusznych w przenajróżniejszych hipotezach. Wspomniana na wstępie moja myśl drzemie w obawie przed natłokiem tworzenia praw w uchwałach, zarządzeniach, instrukcjach itp. papierach, które w sumie prowadzą do uprawjania udręki a nie polowania - gdy na godzin parę pojedziesz w łowisko. Może to o czym P.Sułek głosi z punktu medycznego jest sluszne, lecz dla mnie, ambonowiec nie potrafiący odczuć obawy przed wygarnięciem do plamy pionowej, długiej - jest po stokroć bardziej chory niż cukrzyk, pozawałowiec czy miażdzycowiec. Teraz pozostaje to wpisać w uchwałę WZ a właściwy łowczy dopilnuje aby myśliwy po grypie lub ostrej biegunce odstrzału nie dostał. Żadnej z ambo nie będzie zagrażał. Łowczemu i jego klice też. Gdyż takie są, niestety, barwy naszego łowiectwa. - wsteczniak