Piątek
14.10.2005
nr 075 (0075 )
ISSN 1734-6827

Dyskusje problemowe



Temat: KSIĄŻKA EWIDENCJI

Autor: Rafał J.  godzina: 00:17
Od kilku miesięcy piszemy o tym samym. Każdy swoje. Chyba się powtórzę, gdy przypomnę, że minister swego czasu ręką jakiegoś urzędniczyny pisał w uzasadnieniu do (wtedy) projektu rozporządzenia na ministerialnej stronie internetowej, iż „...Zmieniono także zasadę wykładania i dokonywania wpisu do książki ewidencji pobytu myśliwych na polowaniu indywidualnym w łowisku, UŁATWIAJĄC do niej dostęp osobom wykonującym polowanie. Pamiętać bowiem należy, że odstrzał niektórych gatunków zwierzyny może być dokonywany także w nocy...” To fragment odpisanego ręcznie uzasadnienia. Z pozostałej treści niezbicie wynikało, że ministrowi, dobremu chłopinie, chodziło wyraźnie o to, aby w przypadku WCZEŚNIEJ zakończonego polowania w nocy, wpisu dokonać najpóźniej do godziny 9-ej. Tak po prostu, aby dokonać tego wtedy, gdy jest „ułatwiony dostęp” do książki, czyli w dzień. W nocy bowiem można niechcąco zakłócić spokój gospodarza, u którego wyłożona jest książka lub narazić się na pokąszenie przez psy tegoż gospodarza. Wystarczy? Alex – może chociaż Tobie? Wiem, że nie muszę przekonywać Ajwy na czarno, Tadysa (BT) i Leśnika (tego prawdziwego). Pozostali muszą zaczekać do wyjaśnienia MŚ na łamach Braci Łowieckiej. Tak chyba będzie najszybciej. Nie twórzmy sztucznych problemów. Mało mamy tych prawdziwych? Niech Wam Bór Darzy w polowaniach mędzy godziną 1-ą w nocy, a np. ..... 11-ą w dzień.

Autor: Ryszard  godzina: 02:10
ad Rafał J Dzień łowiecki zaczyna się na godzinę przed wschodem słońca. Gdyby minister chciał dać spokój nocny w rozumieniu łowieckim to musiłaby wprowadzić pojęcie dnia cywilnego albo napisać w kratce - nie wcześniej niż o godz. 7. Poza tym najpóźniej do oznacza , że mogę i wczesniej, np o trzeciej nad ranem. Jakby nie patrzył, to nie o to chodzi. Ułatwienie o którym się pisze, to ma polegac na tym, że miejscem wyłożenia ksiązki ma być obwód łowiecki a nadleśny ma być tylko pinformowany, gdzie książka leży. Poprzednio miejsce wyłożenia ksiązki miało być uzgodnione z nadleśnym. U mnie na ten przykład to nadleśny sobie uzgodnił, że ma być leśniczówce. Ino ta wyznaczona przez niego, och pardon uzgodniona leśniczówka, to leży nie na naszym terenie. na dodatek, żeby do niej dojechać, to trzeba szosą jechać przez cały obwód w te i nazad. Sztucznych problemów na szczęście nie tworzymy. Nam takie kwiatki podrzucają zupełnie za bezdurno. Minister może i dobry chłopina, ale nie powinien wszystkiego podpisywać, co mu podsuwają. Jak nie rozumie , co czyta, to nie może podpisywać. Też nie mam gotowca, to strzelam z palca: " ... Innemu pojeciu łowiectwa towarzyszyć powinny instrumenty mające służyć ochronie zwierząt łownych. Na pytanie czy tak jest w istocie odpowiada(...) Wskazuje on na niedoskonałosc tego aktu uwidaczniając luki prawne, wewnętrzną niespójność, nieprecyzjyjność i powierchowność norm. ..... Stosowanie przepisów ustawy Prawo łowieckie stwarzało od poczatku jej obowiązywania trudności interpretacyjne tak w zakresie nowych instytucji, które wprowadziła, jak i znanych z poprzedniego uregulowania, których nie udoskonaliła. ... Myślą przewodnią (...) jest troska o łowiectwo i zasianie niepokoju co do jego stanu i jakości regulacji prawnej dotyczącej go." Wiesz kto to napisał i kiedy? Pani M.J. Skocka, magister prawa i radca prawny zatrudniona w Departamencie Prawnym b. MOŚZNiL na stanowisku specjalisty ds legislacji!!. Napisała to w 1998 roku, a przeczytać to można we wstępie do (...) ? (..) Prawo łowieckie Komentarz, wyd C.H. Beck. Mimo takich opinii gdy o lepsze nie trzeba, to od kilku lat nic się nie zmieniło. Czekam na następne wydanie komentarza kogoś z legislacji ministerstwa.

Autor: Sceptyk  godzina: 02:54
Ryszard, w zasadzie zgoda,bo jak sam stwierdziłeś piszesz "deko przewrotnie",ale co do "pierwszego primo" to jako jeden z kraczących ( także nad tym "osiągnięciem tfurczości"legislacyjnej tj.omawianym rozporządzeniem i jego integralnej części-wzoru książki ),konstatuję ponownie że pomijasz w swoich rozważaniach o zapisach ustawy i regulaminu polowań,cyt. m.in."nikt na nas żadnego obowiązku dokonywania wpisów nie nałożył."oraz "Ma być więc książka,ma być osoba upoważniona do dokonywania wpisów do tej książki,a myśliwy ma odpowiadać...." istotny fakt, iż to przede wszystkim sam myśliwy ze względu na ponoszoną odpowiedzialność winien swoim podpisem potwierdzać termin rozpoczęcia i zakończenia polowania. Wynika to zaś z zapisu rubryki z nieszczęsnej "integralnej części rozporządzenia"(tfu!),która brzmi: "podpis myśliwego LUB osoby upoważnionej do przyjmowania zgłoszenia". Ta osoba upoważniona występująca w zastępstwie myśliwego to moim zdaniem skutek braku konkretnego określenia w Prawie łowieckim kto dokonuje wpisów,a także jak słyszałem efekt spełnienia przez ministra postulatów myśliwych. Dlatego też uważam,że chcąc uniknąć ewentualnej odpowiedzialności za brak wpisów bądż przekłamań ich treści nie należy korzystać z usługi"osoby upoważnionej".A każdy "narwaniec "co to tylko "sru "do lasu wyręczając się kimś kto nie ponosi żadnych konsekwencji za swoje działanie czy zaniechanie,prędzej czy póżniej obudzi się "z ręką w nocniku".W moim kole łowieckim takich osób nie wyznaczono. Zauważyłem także,że dla wielu dyskutujących na "łowieckim"wzór książki wpisów nie ma wagi przepisów rozporządzenia,bo to tylko"wzór",nic,że integralny. To błąd oczywiście,treść książki jest dla nas wiążąca,ale osobiście uważam,że przepisy nakładające na mysliwych takie obowiązki winny znajdować się w samym regulaminie,a nie w załączniku do niego. Oczywiście w ustawie Prawo łowieckie nie ma jak piszesz ,dokładnego określenia dokonującego wpisu do książki,a tylko jasno jest sprecyzowana odpowiedzialność za dokonanie wpisu. "Wpisywacze" zostali natomiast określeni w przepisach wykonawczych do ustawy-rozporządzeniu oraz załącznikach ,i do tego z całym bagażem ich "bublowatości". Co do "drugiego primo" zgadzam się w pełni. Warto jednak zauważyc,że już dzisiaj można moim zdaniem spełnić uwagę Deer35 i wpisując się do ksiązki wpisywać godzinę i datę zakończenia polowania,a resztę wpisu i swój podpis złożyc po zakończeniu polowania.Nie znalazłem przepisu,który by tego zabraniał. Pozdrawiam

Autor: alex  godzina: 08:40
Dla mnie sprawa jest jasna: jednoznacznie ZO zinterpretowało (inaczej nie mogło - biorac pod uwagę zapis literalny), że myśliwy MUSI odpisać się najpóźniej do godz. 09:00 rano. Przepis jest durnowaty ale jest! Zróbmy coś żeby to zmienić a nie wymyslajmy czy łamać czy nie łamać, czy rację ma Kowalski czy Nowak ....... Przecież sformułowanie jest jasne i czytelne - nie dopatrujmy się w nim czegoś, czego tam nie ma! Z Waszą , czy też bez Waszej pomocy zamierzam tę sprawę rozwiązać, lub chociaż spróbować rozwiązać ją formalnie. Darz Bór Alex

Autor: Ryszard  godzina: 22:46
to może zaczniemy od poczatku :)))) Załóżmy, że nie ma żadnego zewnętrznego obowiązku ani jasnego ani bublowatego. Pozostaje nam czysty rozum, doświadczenie i praktyka. Jeśli jest książka i są wiarygodne wpisy dokonane ręką myśliwego, to każdy wie kto i gdzie był. Każdy też wie gdzie inni są i byli. Jeślii również są z góry ustalone drogi doajzdów do rewirów, to też malina. Jełsi jest ustalone, że jak mnie w lesie i na polu nie ma, to jestem wypisany to też super. Nic więcej nie potrzeba. Przyjeżdżam, wiem kto i na jak długo jest, gdzi się mam poruszać i wiem, że nikt mi w droge nie wejdzie , ani ja jemu. Są równiez pewne niuanse. Jełśi mam obwód pod bokiem, to wiadomo, że codziennie moge sie wpisać i wypisac. Jeśłi wziąłem urlop i sobie rewir wypracowałem, to też chcę sobie się tam porządzić na dłużej. Natomiast, co się wyprawia; a) rezerwa wprzódy. Jedzie cała wiara, ale jeden jedzie dzień później. Co robi? - dwa dni wczesniej dzwoni do książkowego - wpisz mnie. Oni przyjeżdżają, a on już jest. b) rezerwa na zaś; jedzie syn i ojciec. Synek poluje tydzień potem wyjeżdża, ale wyjeżdżając wpisuje starego, który dopiero za tydzień będzie. c) dzwoni Placek wpisz mnie, no to go wpisał. Ale wie gdzie są inni. Coś mu tam w glowie kołacze. W nocy dochodzi dzika, pakuje się na zajęty rewir pod lufy drugiego. Jasne reguły do spełnienia przez każdego, uwzględniające miejscowe potrzeby i zdrowe zasady oraz uniemożliwiające matactwa, to sam mniód. PS jak zacząłem polować i wyjeżdzałem w lubuskie to były takie okresy, że nie było nikogo. To się pisało PCL, czyli po całym lesie. Każdy wiedział gdzie kto nocuje, codziennie zaglądało się do leśniczego i o dziwo bez komóry był kontakt bieżący. Ktoś dojeżdżał i mówił objechałem i chce sobie łazić tu u tu. Co usłyszał? A proszę bardzo -to sobie poluj my też mamy gdzie. I to było w czasach gdzie nie było lasu i pól podzielonego na rewiry. A jak było hurma luda, to 'kierownik' kazał losowac z kapelusza albo przydzielał po uważaniu. Im dłuższy staż, tym lepsiejsze miejsce. A i tak strzeli ci, którym co pod lufy podeszło i wcelowali :))