Niedziela
26.06.2011
nr 177 (2156 )
ISSN 1734-6827

Wiedza i edukacja



Temat: OKRUTNI MYŚLIWI ZABIJAJĄ

Autor: jaźwiec1965  godzina: 10:00
A może po prostu trzeba powiedzieć wprost, że ci którzy polują z tzw. wewnętrznej potrzeby (trudno zdefiniować dokładnie co to znaczy) urodzili się samcami, mają tzw. jaja i po prostu - zgodnie z uwarunkowaniami genetycznymi - chcą i będą się uganiać za zwierzyną. Miałem kiedyś znajomego, któego pasją było robienie na drutach. I wiecie co? Wyglądał śmiesznie!

Autor: bfgj  godzina: 14:51
Polowanie nie jest wynikiem uwarunkowań genetycznych ,ponieważ bardzo znikomy procent mężczyzn preferuje to zajęcie. Analiza tego zjawiska każe twierdzić ,że to raczej dewiacja ,czy zboczenie [jak kto woli] Raczej nie ma możliwości przekonania do odmiennych racji kogoś kto poluje z bardzo podstawowego powodu. Osoba polująca, która powołuje się na atawizm już sama udowadnia ,że powrót do cech pierwotnych jest elementem zatrzymania się w rozwoju i nie jest w stanie zrozumieć argumentów ludzi ,którzy w swoim rozwoju wyprzedzili ją co najmniej o jedną epokę. Nietrudno zauważyć ,że ewolucja polowań idzie w stronę „ograniczeń” tego procederu co łatwo można zauważyć po przeczytaniu dawnych i obecnych ustaw dotyczących polowań w różnych krajach Europy. Nie trzeba być uczonym ,aby wiedzieć ,że to co jeszcze niedawno dopuszczały ustawy dotyczące polowań , dzisiaj jest zabronione ,lub bardzo ograniczone. [polowanie na lisa w Anglii. pułapki, łuki ,noktowizory, itp.] A więc inteligentna i cywilizowana część społeczeństwa ogranicza różne formy zabawy kosztem zwierząt , a jej całkowity zakaz jest kwestią czasu. Duże problemy czego osobiście byłem świadkiem ma Hiszpania z corridą. Corrida jest już zakazana w pewnych częściach Hiszpanii, a w innych jest bojkotowana. Polowania „rozrywkowe” to na razie zjawisko o wiele silniejsze niż corrida i o wiele trudniejsze do wyeliminowania , ponieważ trudno rozgraniczyć, gdzie kończy się gospodarka zwierzętami , a gdzie zaczyna się rozrywka kosztem tych zwierząt. ‘Rozrywkowi” myśliwi działają pod płaszczykiem „etycznych myśliwych” tak samo jak kibole pod płaszczem normalnych kibiców. „Rozrywkowe” łowiectwo zakończy swój żywot wtedy ,gdy wyeliminuje się genetycznie obciążonych ,nowobogackich snobów, i małointeligentnych buców. Pozostaną tylko myśliwi kochający przyrodę , mający szacunek dla zwierząt. Czego wam wszystkim i sobie życzę.

Autor: kuraś  godzina: 16:05
bfgj, w swoich przykładach nie poruszyłeś kwestii ograniczania populacji zwierząt dziko żyjących w celu ochrony lasów i upraw rolnych, czego albo nie chcesz zauważyć, albo Ci po prostu uleciało :( Twoje ostatnie dwa zdania jak najbardziej podzielam.

Autor: bfgj  godzina: 18:36
kuraś Masz rację. Nie poruszyłem tych dwóch aspektów polowań. W przypadku lasów uznaję ,że ochrona „przyrody” przed „przyrodą” jest rzeczą zbędną. Zachodzi ona tylko wtedy ,gdy człowiek [myśliwy także] naruszy jej równowagę. Dokarmianie, hodowanie , czyli sztuczne podnoszenie populacji dzikich zwierząt , a następnie redukcja poprzez odstrzał jest skrajną głupotą i zaprzeczeniem logiki O problemie ochrony upraw wypowiadałem się wielokrotnie na tym forum. Moją podstawową tezą jest ,że myśliwi nie powinni odpowiadać za ochronę upraw rolnych , nie powinni płacić odszkodowań, czyli nie powinni być stroną w tym problemie. Za szkody powinna odpowiadać firma ubezpieczeniowa ,w której ubezpieczono uprawy. Jeżeli przyroda niszczy dobytek ludzi ,to ludzie mają mały wpływ na zapobieganie jej skutkom. Huragan, burza, śnieżyca, grad, woda, ogień, wulkan, trzęsienie ziemi, szarańcza, stonka, ostatnio ślimaki bez skorupy ,czy nawet ptaki przed którymi ustawia się „strachy na wróble” zawsze niszczyły uprawy. A przecież dzikie zwierzęta to taki sam element przyrody jak wszystkie wyżej wymienione. Ale ktoś zada konkretne pytanie. Jak chronić np. ziemniaki pod lasem przed dzikami? Sposobów jest wiele. Najlepszy to nie sadzić ziemniaków pod lasem, bo przecież każdy wie po co rolnik sadzi ziemniaki pod lasem. A tak całkiem na poważnie to uważam ,że problem niszczenia pól przez dzikie zwierzęta jest problemem marginalnym i jak myśliwi nie będą prowadzić hodowli dzika w lesie to problem będzie jeszcze mniej niż marginalny.

Autor: WIARUS  godzina: 19:04
DUMANIA DUŃCA.
    Na Opolszczyźnie dwie doroczne klęski są pewne: Festiwal Piosenki Polskiej i szkody łowieckie. Ta pierwsza ma przynajmniej tę zaletę, że szybko mija. Ta druga ma charakter przewlekły.
Zaraz po wojnie świat wyglądał inaczej, a łowiectwo na Opolszczyźnie dopiero raczkowało. Dzik czy jeleń to były wydarzenia, polowało się przede wszystkim na zające i kuropatwy. A było ich zatrzęsienie. Jeszcze w latach 70. nierzadkie bywały polowania zbiorowe z tzw. pokotem liczonym w setkach zajęcy. Z kuropatwą było podobnie. W dzisiejszych kategoriach to rzeźnia. Mimo to i zające, i kuropatwy miały się wyśmienicie. W kategoriach gatunkowych oczywiście, bo jak który dostał śrutem po grzbiecie, mógł mieć jednak pewne zastrzeżenia. Dziś zając i kuropatwa to tylko echo tamtych czasów. Nie poluje się na te gatunki. Zaszły zmiany. Skończył się czas motyczki i konika, co nóżką grzebie, i tu trochę ziemniaka, tu zboże, a tam kapustka i rzepka. I wszędzie miedze i łączki, gdzie krówka, zajączek, przepióreczka. Zaczęła się prawdziwa produkcja rolna z setkami hektarów kukurydzy, zboża, ziemniaków, buraków, marchewki. Dla zająca i kuropatwy to koniec świata. Ale dla dzika i jelenia przeciwnie - eldorado. No to korzystają z koniunktury i szczęśliwie chowają dzieci, bo warunki wyśmienite: las, gdzie można oddać się refleksji i nikt do gardła nie skacze, i niewyobrażalnie obfity szwedzki stół. Czego chcieć więcej? Z nami jest zresztą dość podobnie, też próbujemy nachapać się do oporu. Z tą może różnicą, że żaden dzik dobrowolnie na koncert Feela jednak nie polezie. Ale żreć będzie. I to nie swoje. Więc rolnicy w lament. Rozwiązaniem może być grodzenie upraw. Od kiedy swoje uprawy grodzić zaczęli leśnicy, problem z niszczeniem sadzonek przez jelenie zmniejszył się zauważalnie. Ale ich ogrodzenia to barykady. Dopiero transporter opancerzony dałby radę je sforsować. Na polach takie rozwiązanie sprawdza się średnio. Powodów jest kilka. Jeden z zasadniczych to koszty - ogrodzić 50 ha za własne pieniądze to poważny wysiłek finansowy. Do tego trzeba ogrodzenie regularnie patrolować, bo inaczej dziki znajdą dziurę, wlezą w kukurydzę i nie wylezą tygodniami, bo i po co. Mają spokój, trochę błotka i żarcia do woli. Ogrodzić uprawę przed jeleniem znaczy postawić płot na dwa metry w górę. Rolnik tego nie zrobi. Zawoła myśliwych. Ci polują, ile się da, ale na napalm to się raczej nie zdecydują. Swoje zdanie mają też ekolodzy. Część z nich intensywnie postuluje delegalizację myślistwa, bo jest nieetyczne, a ponadto wszelkie nasze ingerencje w naturę są nieskuteczne. I racja. Tyle że niewykonalna. Racja, bo walenie do zwierzaka bez elementarnych powodów życiowych to w najlepszym wypadku atawizm, a często zwykły szpan. A po drugie racja, bo prędzej czy później włączą się jakieś mechanizmy samoregulujące, np. epidemie. Tyle że to potrwa, choć statystycznie powinno się jednak zdarzyć. Zanim się jednak spełni, będzie jeszcze więcej jeleni i dzików i jeszcze większe zamieszanie.
    Ekolodzy wykazują się dużą przytomnością umysłu i postulatów o samoregulacji czy naturalnym porządku rzeczy raczej nie forsują w środowiskach związanych z Polskim Stronnictwem Ludowym. Słusznie. Miałoby to taki sam skutek jak próba ustalania wspólnego stanowiska pomiędzy stadem gejów w stringach a chłopakami od hipertrofii karków.
Na Opolszczyźnie problem zniszczeń w uprawach rolnych nie skończy się szybko. Wszędzie tam, gdzie obwody łowieckie mają charakter leśno-polny, kwoty odszkodowań będą rosnąć. Koła łowieckie, ustawowo zobowiązane do ponoszenia kosztów odszkodowań, stoją na ostatnich nogach i w końcu padną na twarz. Spanikowana dezorganizacją gospodarki łowieckiej - nie tylko u nas, ale i w innych regionach - taka czy inna ekipa rządowa prędzej czy później sprywatyzuje łowiectwo. I spokój.
    A prywaciarz - jak to u nas - zaprowadzi własne porządki i gdy przyjdzie mu ochota, wybije wszystko, bo co jak co, ale płacić za szkody nie będzie. I żaden ekolog nie podskoczy, bo go ochrona za kurteczkę wywlecze i tyle. A zresztą - były kiedyś u nas tury, tarpany, sobole, rosomaki, dropie. Dziś ich nie ma, i komu to szkodzi?
Źródło: Gazeta Wyborcza Opole - Doroczne klęski Opolszczyzny - Krzysztof Duniec 20.06.2011 aktualizacja: 2011-06-19 19:35

Autor: bfgj  godzina: 19:21
A ja nie będę cytował innych tylko napiszę coś od siebie. Tereny dorzecza Sanu. W latach 70 kraina zajęcy , kuropatw, bażantów, saren Pola na linii miast Radymno, Jarosław, Sieniawa. Małe gospodarstwa Obecnie wiele hektarów nie zagospodarowanych, nie uprawianych, Łąki, nieużytki , całkowity brak chemii , nawozów. Od ponad 25 lat idealne warunki dla drobnej zwierzyny. A zajęcy, bażantów, kuropatw od lat nie ma. Pamiętam polowania w latach 60 tych i początek lat 70-tych. Nie wiem czy któryś z was widział na własne oczy takie ilości upolowanych zajęcy. Opolskie mogło jedynie pomarzyć o takim stanie zajęcy. Więc problem braku jest nieco inny.

Autor: WIARUS  godzina: 19:33
    Obecnie wiele hektarów nie zagospodarowanych, nie uprawianych, Łąki, nieużytki ,całkowity brak chemii , nawozów. Od ponad 25 lat idealne warunki dla drobnej zwierzyny.
I to właśnie jest "ekologiczna" bzdura wierutna ( podkreślone )! To jest między innymi dla drobnej, a dla zająca w szczególności, nieprzyjazne środowisko naturalne, w którym królują wszelkiego rodzaju drapieżniki, z latającymi włącznie ! A o właściwych składnikach pokarmowych dla nich ( zajęcy ) nawet nie ma co marzyć! PS. A uczyć należy się zawsze , czytając innych np. Od samego diabła też można czegoś dowiedzieć się.

Autor: bfgj  godzina: 19:53
Ilość drapieżników jest regulowana poprzez ilość ofiar, a nigdy odwrotnie. Naczytałeś się profesorów, którzy pisali bzdury na użytek polujących elit, oraz utartych sloganów nie mających pokrycia w rzeczywistości. Pisali o nawozach sztucznych o marchewce dla zająca i innych bzdurach. Dodam ,że na tych terenach nieużytki nie stanowią 100 % areału. I jeszcze raz dodam. Są to idealne warunki dla drobnej tylko obecnie to co człowiek zniszczył to człowiek musi naprawić. I to się już dzieje i będą tam zające . Warunek jest jeden. Myśliwych trzeba od tych terenów trzymać z daleka. Aby nie było przypadków że koło ogłasza ,że dobrowolnie nie będą polować na zająca dla odrodzenia populacji ,a cichaczem i tak polują.

Autor: kuraś  godzina: 21:22
jako nastolatek, i jako małoletni naganiacz na polowaniach zbiorowych pod koniec lat 80-tych i z początkiem 90-tych, normalnym dla wszystkich były pokoty powyżej setki zajęcy. w następnych sezonach, liczba zajęcy drastycznie się zmniejszając, spowodowała decyzję o ograniczeniu polowań na danym terenie przez kolejne dwa sezony. Inwentaryzacja w kolejnych latach spowodowała całkowity "ban" na polowania zającowe (do czego do dzisiaj nie powrócono). odradzanie zajęcy nigdy nie było problemem dla ekosystemu pomimo jego warunkowej eksploatacji przez myśliwych. Czynnikiem zanikania gatunku stał się nie czynnik myśliwski - którego łatwo określić z ekooszołomskiego punktu widzenia - tylko czynniki genetyczne i polityka "lisowa". P.S. zające się odradzają, :))) DB