Środa
31.12.2008
nr 366 (1249 )
ISSN 1734-6827
Komentarze czytelników
... do zdjęć
00:14 hunter26 Wspanialy! Gratuluje. DB
00:19 hunter26
00:20 hunter26
00:52 yogy gratuluje!
a oręż to już tak medalowo się szykuje! :)
jeżeli by mógł Kolega podać przybliżony wynik CIC ;)
00:59 hunter87
więcej>>
Nowe zdjęcia w galeriach
więcej>>
26-06-07 14:08
Basior 1
22-10-08 15:54
Felek
31-12-08 09:53
ARGO-3006
31-12-08 09:56
Emill
11-09-08 23:14
Urtica
11-06-08 14:48
Adrianooo
Ogłoszenia
Brak nowych ogłoszeń w tym wydaniu
Nota redakcyjna
Autorzy wszystkich tekstów wpisywanych na strony www.lowiecki.pl i do dziennik.lowiecki.pl wyrażają przez fakt dokonania wpisu zgodę, na publikowanie tych tekstów w dzienniku Łowiecki, przy czym Redakcja zastrzega sobie prawo do skrótów i zmian w tekście. Większe zmiany w materiałach redakcyjnych, opowiadanich i dowcipach przekaże autorom do samodzielnego wykonania.

Dziennik Łowiecki można otrzymywać również w wersji drukowanej poprzez prenumeratę. Warunki prenumeraty do czasu zebrania odpowiedniej liczby prenumeratorów, żeby móc druk wykonywać w drukarni, są następujące:
  • wysyłka 5 razy w tygodniu w dni robocze - opłata 31.00 zł. tygodniowo + VAT;
  • wysyłka 1 raz w tygodniu w poniedziałek - opłata 23.00 zł. tygodniowo + VAT;
  • wysyłka co 4 tygodnie w poniedziałek - opłata 21.50 zł. tygodniowo + VAT.
    Nekrologi od osób fizycznych są bezpłatene. Nekrologi od kół łowieckich i innych osób prawnych podlegają opłacie w kwocie 98,36 zł. + VAT.
  • Wydawca i adres redakcji:
    P&H Limited Sp. z o.o.
    ul Meissnera 1
    80-462 Gdańsk
    NIP 585-00-00-791
    Sąd Rejonowy w Gdańsku
    Wydz. XVI Gospodarczy
    KRS: 0000229167
    Kap. zakł. 51 500PLN
    tel: (058) 340-93-98
    Redaktor naczelny:
    Piotr Gawlicki
    piotr.gawlicki@lowiecki.pl
    Miejsce i data wydania:
    Gdańsk, 31.12.2008
    Numer wydania:
    366 (1249 )
    ISSN 1734-6827
    Przegląd artykułów z poprzedniego tygodnia22.12.2008 - 28.12.2008
    OpowiadanieŚroda 24.12.2008
    "SPIERNICZONA" ŁOPATOLOGIA autor: Urtica
    Cielak został wysłany na niebieskie pastwiska pewnym strzałem mojego Ojca. Po prostu bach i koniec. Zwierzę nawet nie zdążyło się zdziwić, kiedy w jednej chwili runęło w zrudziałe, wyschnięte trawy tatowego łowiska. Oby Ci dalej święty Hubert darzył, Ojczulku, bo dziczyzna smakowita wielce, a w połączeniu z pożytkiem regulowania populacji zwierzyny płowej i czarnej daje obiad jedzony nie tylko z apetytem, ale także w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Staram się uczestniczyć w procesie łowiecko - gastronomicznym od początku do końca: od towarzyszenia na polowaniach, przez wędrówki leśne, dokarmianie i obserwację zwierzyny, aż do samej konsumpcji, po drodze wyczyniając różne psikusy natury kulinarnej. Pichcenie to moja specjalność, na którą ze względów czasowych niezbyt często mogę sobie pozwolić, a dziczyzna to nie pierś z kurczaka, czy tradycyjny schabowy, nad dziczyzną trzeba trochę posiedzieć. Posiedziałam dzień cały. Jedna łopatka, a dzień na straty spisany. Dobrze, że komputer w kuchni, to można było pracować oraz na bieżąco przekazywać znajomym relację z placu boju za pośrednictwem maili i komunikatorów. Były opisy doznań smakowych, zapachowych, podpowiedzi, dobre rady i zdjęcia mięsiwa na różnych etapach obróbki termicznej. Był też usmarowany mięsem monitor komputera, oraz przysypana przyprawami klawiatura z posklejanymi klawiszami...
    więcej>>

    OpowiadanieWtorek 23.12.2008
    POGAWĘDKI Z KSIĘŻYCEM autor: Urtica
    POGAWĘDKA PIERWSZA, (CHOĆ WCZEŚNIEJSZE TEŻ BYWAŁY).

    Obiecywałam sobie, że tym razem nie dam się wyciągnąć z łóżka, że będę spać i nie pójdę na nocną włóczęgę. Zaciskałam mocno powieki, kiedy zaglądał przez niedomkniętą roletę i udawałam, że nie czuję, kiedy jego chłodne światło wciska mi się w myśli. Wygrałeś, draniu! Wyskakuję spod ciepłej kołdry; zdziwiony kot, którego nagle pozbawiłam wygodnego legowiska w zgięciu moich nóg, protestuje złowrogim pomrukiem, ale po chwili zwija się w kłębek i smacznie zasypia. A mówią, że koty to zwierzęta, których aktywność wzrasta z nadejściem zmroku, widać Maciek jest inny... Wciągam po omacku w ciepłe ciuchy, lepiej nie zapalać światła, żeby wzrok nie zaczął kaprysić i po chwil cicho zamykam za sobą drzwi. Coś mi jednak nie pasuje, patrzę na swoje stopy obute naprędce w gumowce i widzę, że jeden jest zielony, a drugi czarny. Do tego oba lewe. Gratuluję sobie spostrzegawczości i wracam, co nie wróży nic dobrego. Księżyc, z miną psotnego łobuziaka, nasunął na czoło lisią czapę; „to przez ciebie, łysolcu”, odgrażam mu się w myślach i staram się dopasować obuwie. Kiedy wracam na moją mleczną drogę (czytaj: błotnistą ścieżkę za domem) którą przymrozek najpierw dobrze ściął, a potem lekko przyprószył szronem, pan K. wydaje się lekko zamglony, czyżby chlapnął sobie coś na rozgrzewkę? Nic dziwnego pewnie mrozik też szczypie go w policzki. Z nieba zaczyna sypać drobna kaszka, której ziarenka, jak miniaturowe jeże atakują odsłonięte części ciała. Nakładam wzgardzone wcześnie rękawiczki, stawiam wysoko kołnierz kurtki i wlepiam wzrok przed siebie. W szarawym świetle, na posiwiałym już lekko polu, odcina się ostro kilkanaście ciemnych kształtów, przechadzają się to tu, to tam, ale żaden nie oddala się od pozostałych, kursują w obrębie swojego rewiru i nawet jak któryś oderwie się na chwilkę, to po kilku metrach wraca do pozostałych. Co chwilę któraś pochyla głowę na giętkiej szyi, żeby skubnąć coś zielonego. Kolacja przy takim świetle to czysty romantyzm i choć pora roku nie na sarnie amory, to widać dobrze im razem. I tak wszystkie wydają się kozami, co który miał zrzucić, to pewnie już zrzucił, choć jeszcze wczoraj, z drugiej strony lasu, widziałam pięknego kozła, który dźwigał na głowie niezły dorobek. Chwilę stoję spokojnie, nie chciałabym, żeby sarny mnie zauważyły, albo wyczuły, za nimi biegnie droga szybkiego ruchu, po której mimo późnej pory, raz po raz przesuwają się w prawo i w lewo białe i czerwone punkty samochodowych świateł. Wystarczy jeden zbyt energiczny ruch, żeby całe towarzystwo zrobiło zwrot za siebie i salwując się ucieczką wypadło przed maski aut. Dzięki wiatrowi, który swój kierunek ustalił dla dobra sarn, ale ze szkodą dla mojej wyziębionej twarzy i w miarę spokojnym krokom, udaje mi się przemknąć koło rudla, nie zakłócając spokoju płowemu towarzystwu.
    więcej>>

    OpowiadaniePoniedziałek 22.12.2008
    POLOWANIE NA JELENIE I WIRUJĄCY SEKS ! autor: Jozef Starski
    W 2004 roku otrzymałem e-mail od Krzysztofa Wiśniewskiego z Polski, w którym pisał;
    ..."Chciałbym uprzejmie poprosić o dedykację do Twojej książki "Kanada – kraj bobra i klonowego liścia". Przeczytałem ją jednym tchem i bardzo mnie zachęciła do odwiedzenia Kanady"...

    I jeszcze raz, trochę później, Krzysiek Wiśniewski; ..."Kolejny raz połknąłem Twoje dwie książki. Zachęcam Cię do napisania kolejnych. W piękny sposób opisujesz przyrodę, przeżycia, przytaczasz anegdoty czy opowiadania. Coś wspaniałego. Dodatkowo masz unikalną możliwość spojrzenia na tak wiele spraw jednocześnie jako Polak i Kanadyjczyk"...
    więcej>>

    Moje polowanie
    Takie tam tropienie autor: ANDY
    Padało przez dwie doby, potem przyszedł mróz, taki prawdziwy, poniżej 20 stopni. Z wielkim trudem samochody przecisnęły się przez wąską nitkę odśnieżonej drogi. Jesteśmy w łowisku. Misterium tropienia. Idą doń tacy co zdaniem łowczego nie skopią sprawy i ich ‘ślakowanie’ oraz wieści jakie przyniosą nie narazi reszty kolegów na rozczarowanie, a naganki na trud pustego kopania się w śniegu. Jednak to jest polowanie a tam może się zdarzyć wszystko a nawet więcej….

    Mam iść na Kościelną. Przeciąć do pól i sprawdzić co przeszło. Piekielne trudne zadanie. Śnieg jest nawiany miejscami powyżej pasa, szczególnie na odkrytej przestrzeni. Fantastyczne kształty łagodnych linii nawianego śniegu uformowanego w przedziwne garby i wzniesienia. Krawędzie dymią zrywanymi przez silny wiatr kryształkami. Kopię się w tym olbrzymim śniegu powyżej kolan. Na szczęście ortalionowe cholewki moich Gerlachów mają mocny ściągacz dodatkowo zaopatrzony w sznurek, który mocno zaciągnąłem. Na szczęście, inaczej po paru krokach miałbym wodę w butach, co w tych warunkach oznaczałoby raczej pewne odmrożenie. Już raz spędziłem prawie 3 miesiące na leczeniu odmrożonych paluchów. Średnia przyjemność. Twarz maltretuje lodowaty nóż wiatru, a po plecach zaczynają ściekać strużki potu. Te kilkaset kroków do linii lasu to prawdziwa tortura. To jest łowiectwo, taka jest czasami cena uprawiania tej namiętności, ale też i ‘Ta Czarodziejka’ odwzajemnia się za ten trud nieziemskimi doznaniami przez cztery pory roku.
    więcej>>
    ARCHIWUM
    DZIENNIK
    Redaktorzy
       Felietony
       Reportaże
       Wywiady
       Sprawozdania
    Opowiadania
       Polowania
       Opowiadania
    Otwarta trybuna
    Humor
    PORTAL
    Naczelny
    Forum
       Problemy
       Hyde Park
       Akcesoria
       Strzelectwo
       Psy
       Kuchnia
    Prawo
       Pytania
       Ustawa
       Statut
    Strzelectwo
       Prawo
       Ciekawostki
       Szkolenie
       Zarządzenia PZŁ
       Przystrzelanie
       Strzelnice
       Konkurencje
       Wawrzyny
       Liga strzelecka
       Amunicja
       Optyka
       Arch. wyników
       Terminarze
    Polowania
       Król 2008
       Król 2007
       Król 2006
       Król 2005
       Król 2004
       Król 2003
    Imprezy
       Ciechanowiec '08
       Mirosławice '08
       Mirosławice '07
       Nowogard '07
       Sieraków W. '06
       Mirosławice '06
       Osie '06
       Sarnowice '05
       Wojcieszyce
       Sobótka
       Glinki
    Tradycja
       Zwyczaje
       Sygnały
       Mundur
       Cer. sztandar.
       Filatelistyka
       Falerystyka
    Ogłoszenia
       Broń
       Optyka
       Psy
    Aukcje
    Galeria
    Pogoda
    Księżyc
    Kulinaria
    Kynologia
    Szukaj
    Mapa
    Dzisiejsze wpisy na forum
    www.lowiecki.pl
    Humor
    nadesłał: Driada
    "Pomyłka."
    Otwierając nowe centrum handlowe pewien biznesmen otrzymał wiązankę kwiatów. Zastanowiła go zawartość dołączonego bileciku:
    "Będzie nam ciebie brakować - koledzy".
    Kiedy próbował odgadnąć od kogo mogą pochodzić te kwiaty zadzwonił telefon. Była to kwiaciarka, która przepraszała, ze przesłała niewłaściwa wiązankę.
    - Och, nie ma za co - powiedział właściciel supermarketu. - Jestem biznesmenem, wiec wiem, że takie rzeczy się zdarzają.
    - No tak, - dodała kwiaciarka - ale pańska wiązanka w wyniku tej pomyłki została wysłana na pogrzeb.
    - Ciekawe... A co było napisane na bileciku? - zapytał przedsiębiorca.
    - "Gratulacje z powodu nowej lokalizacji".
    Myśliwskie akcesoria
     wabik billik
     Wabik na lisy
     Odskok pierwszego str...
     Bettinsoli 7x65R
     vitara
     Jak zidentyfikować br...
     szafka na broń
     243 WSSM a 6,5x55
     system error 2
     lornetka
     Norma Oryx
     howa 1500 kal 223
     express 454 cassual
     kolba do Browninga 42...
     jaki Kaliber
     luneta zeiss 8x56 czy...
     Jaki kaliber do Tikka...
    Strzelectwo
     Życzenia
    Dyskusje problemowe
     Wpis do ksiazki
     Ekwiwalent za "lewą" zw...
     Zając
     LIST OTWARTY
    Hyde Park Corner
     UWAGA!
     Kamera w łowisku
     Wszystkim...
     W Szczecinie znowu we...
     wszystkiego naj...
     Siedziba PZŁ
     Króliki na cmentarzu
     Wszystkiego najlepsze...
     Znowu wypadek
     Wojna z dzikami w Ber...
     "Egzekucja przy Księż...
     WYROK: SKłADKA DO ZWR...
     brak tematu
     ......etymologia
     Strzał a cierpienie
     Kamera na necisku
    Przepisy kulinarne
     Co zrobić ?
    Psy myśliwskie
     problem
     Co NEMO z Króliczeg...
     Na Nowy Rok :))
     nowe psy
     Wachtelhund - spra...
     Golden Retriever
     Nie ma co ukrywać ,...
     proszę o poradę
     norowanie
     Wschodniosyberyjska...
     zastrzelony pies my...
     Fouski