Wtorek
21.10.2008
nr 295 (1178 )
ISSN 1734-6827
Otwarta trybuna
AUSTRIACKIE GADANIE Andrzeja Brachmańskiego autor: Kulwap
Komentarz z dnia 7 lipca br. godz. 12:29 użytkownika portalu o identyfikatorze "_39" do tekstu zamieszczonego w dzienniku "Łowiecki", był inspiracją do artykułu Andrzeja Brachmańskiego pod tytułem "Austriackie gadanie", zamieszczonego w Łowcu Polskim nr 10/2008, str. 52. Tytułowym "austriackim gadaniem", z którym autor rozprawiał się na łamach ŁP miało być stwierdzenie istnienia mafijnych układów w PZŁ. Warto skomentować rozważania Andrzeja Brachmańskiego, żeby przekonać się, jak daleki jest on od prawdy, właściwie jak zakłamuje tę prawdę.

Pierwszym stwierdzeniem autora jest, że ...Jest w naszym Związku pewna mała, aczkolwiek głośna, grupa ludzi, którzy mają wspólnego wroga - działacza PZŁ... Autor nie wyjaśnił, skąd wie, że taka grupa w ogóle istnieje oraz w jaki sposób ocenił, że jest ona mała, ale w tekście podkreślił to dwukrotnie. Dla czytelnika, wiedza o tym, skąd autor wyciąga stawiane tezy jest ważna. Ponieważ autor stawianej tezy o rozmiarze grupy niczym nie udowadnia, a właściwie przyjmuje ją za pewnik, to stawia tym samym znak zapytania nad swoją wiarygodnością. Jestem za to przekonany, że jego tekst liczbę tych wrogów znacznie powiększył mimo, że i tak wzrasta ona z dnia na dzień, prawie po każdej decyzji jakiegoś terenowego działacza np. członków ZO PZŁ w Białej Podlaskiej.

Najwidoczniej Andrzejowi Brachmańskiemu w myśl starej zasady, którą musi jeszcze pamiętać, niezbędny do funkcjonowania jest „wróg ludu” bez którego jasność myśli i czynów najlepszej organizacji łowieckiej w Europie traci sens. Tylko po co tę część myśliwych mianować wrogami? Nie wystarczy mu paru wytypowanych jako reprezentantów tego wrogiego nurtu? Jakby co, zgłaszam swoją osobę na ochotnika i choć wrogiem niczyim nie jestem, dam się nawet ukrzyżować. Przyjdzie mi to dość łatwo, zwłaszcza, że pomniejsze "krzyżowania” odczuwam od co najmniej ośmiu lat, a ich jedynymi wykonawcami są właśnie ci „działacze”, których gadający „po austriacku” autor stara się przed „wrogami ludu” bronić. Moją drogę na krzyż wyznacza 13 (słownie: trzynaście!) wyroków uniewinniających i ponad 45 postępowań prokuratorskich zakończonych sentencją: „brak cech przestępstwa”. Wszystkie wszczęte przez prezesa i łowczego koła, z którego odszedłem osiem lat temu, działających pod statutowym nadzorem zarządu okręgowego, którego przewodniczący przyglądał się tym sprawom spokojnie z boku. To jest właśnie jedna z metod na niszczenie tych, co wykazują szwindle, kłusownictwo i przekręty finansowe "działaczy mafijnych".

Autor stopniuje, jak mu się wydaje, ocenę działaczy widzianą oczami uczestników pisząc ..."im działacz dalej (czyt. wyżej), tym gorszy. Ten z zarządu koła jeszcze ujdzie, ten ze szczebla okręgu to czarny charakter cała gębą, a ten "z okolic Nowego Światu" to już istny diabeł wcielony (...) Niedemokratyczny, kolesiowski, przestarzały. No, mafia, panie, mafia"... Cytując stanowisko zasłyszane "w okolicach Nowego Światu" obrazujące stosunek władz łowieckich do tej krytyki ..."psy szczekają karawana idzie dalej"..., autor zagrzewa czytelników do walki z "wrogami ludu". Twierdzi przy tym, że ..."ten czarny obraz zatacza coraz szersze kręgi i przenika do świadomości, generalnie, niepolujących"... Oczywiście, że przenikać może tylko do niepolujących, bo polujący są w swojej masie zdyscyplinowani i dają odpór jakimkolwiek zarzutom, poprzez tych, którzy "demokratycznie" zostali wybrani i którzy w wielkim trudzie i znoju budują nam strzelnice, organizują polowania, zawody strzeleckie, itp.

Domniemam, że Andrzej Brachmański był tym, który sam "demokratycznie" wybierał na zjeździe okręgowym i dał się tamże "demokratycznie" wybrać. Nie dostrzegł jednak, że wybory te są coraz mniej demokratyczne, bo np. delegaci nie mają żadnego wpływu na to, kto zostanie łowczym okręgowym, gdyż to stanowisko zastrzeżone jest dla kandydata łowczego krajowego i to nie tego, który dopiero zostanie powołany na nową kadencję, ale tego, który właśnie ustępuje. Na ironie, ten schemat wymyślono już w wolnej Polsce, bo jeszcze w PRL to okręgowa rada łowiecka decydowała, kto pokieruje okręgiem. Nie dostrzega też autor, że delegaci na zjazd krajowy nie mają żadnego wpływu na wybór łowczego krajowego. A podczas kadencji ani delegat na zjazd okręgowy, ani ten na zjazd krajowy, nie mają żadnej kontroli nad działaniem Zrzeszenia. Nie dostrzega tego, bo przecież przez swoją aktywność poselską miał otwarte drzwi do dr Lecha Blocha, za co oddanie walczył o podniesienie pozycji przewodniczącego ZG PZŁ w nowelizowanej ustawie. Gdyby pomyślał, że jako szeregowy delegat w okręgu, może zająć tylko 3 minuty działaczom okręgowym podczas zjazdu i na następną 3-minutową wypowiedź będzie miał okazję za 5 lat, to może też zasiliłby tę "niesłusznie" niezadowoloną mniejszość.

Można by i takie wywody hurra optymistyczne przyjąć, gdyby nie fakt, iż zło widoczne jest z daleka, a dobro ma małą siłę przebicia. A tego zła na co dzień widzimy sporo. Zawody są kilka razy w roku, a polowań jakby mniej i w coraz gorszej atmosferze. Budowa strzelnicy kojarzy się z korzyściami jakie mają z tego tytułu członkowie Okręgowych Rad Łowieckich, czy członkowie ZO, o czym głośno w Białej Podlaskiej. Szczerość tychże „działaczy” polega na tuszowaniu spraw niewygodnych, jak choćby w przypadku łowczego okręgowego Romana Laszuka, który mimo oficjalnych pytań prasowych nigdy nie udzielił informacji za ile dostali zleceń na budowie strzelnicy członek ZO Jan Cz. i członek ORŁ Antoni S. Uczciwość wobec członków to także fakt podjęcia przez tego samego łowczego okręgowego uchwały sprzyjającej woli Antoniego S. w sprawie kolejnego wykluczenia z koła Tomasza R. Rozmawiałem zaraz po tej rzekomej uchwale z dwoma członkami ZO w Białej Podlaskiej. Byli wręcz zbulwersowani postawą Romana Laszuka, twierdzili, że sprawa powinna znaleźć się w prokuraturze, a aktualnie miękną i jak się słyszy wbrew złożonym pisemnym oświadczeniom, zaczynają zmieniać zdanie, że wszystko było w porządku. Czy to nie sytuacja jak z filmów o mafii?

Można by wyliczać wiele: pełniący funkcję w zarządzie koła skazany za kłusownictwo aktywnie „zawiesza” swoich kolegów za drobne uchybienia, myśliwy poniewierany jest przez dwa lata za wiedzą, zgodą i akceptacją - także tych "z okolic Nowego Światu", "działacz"” łamią przez lata prawo łowieckie, przekraczając plany łowieckie - im wyżsi działacze tym wyniki łamania prawa większe i co? I nic. Ani razu nie skorzystano z zapisów statutowych i nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. Czy to już jest mafijne zachowanie, czy jeszcze nie? A głośna swego czasu sprawa lewego polowania zbiorowego w Kole Łowieckim nr 9 w Lublinie, z udziałem znanych działaczy łowieckich, która zakończyła się złagodzeniem kary zawieszenia na 1,5 roku strzelcom trzech dzików, na upomnienie! W tym samym czasie, innych za brak wpisu w książce o zakończeniu polowania zawieszano na dwa lata! Sędzia OSŁ Karasiński strzela lisa w sezonie ochronnym i nadal sądzi i serwuje kary nawet za przewinienia, które trudno nazwać łowieckimi. Inny myśliwy za ten sam czyn został ukarany przez sąd powszechny i wydalony z PZŁ. Tych etycznych zachowań „działaczy” jest cała lawina! Czy nie można takich stosunków nazwać mafijnymi?

I zapyta czytelnik tego "austriackiego gadania", co zrobił Związek dla zniwelowania tych skandalicznych przypadków, umacniających negatywny wizerunek łowiectwa? Ile razy skorzystano ze statutowych zapisów dla ukarania koła systematycznie od lat łamiącego ostentacyjnie prawo łowieckie np. w przekraczaniu planów łowieckich, jak reagują władze łowieckie na zachowania zarządów kół, które jak Koło Łowieckie nr 8 „Łoś” w Lublinie doprowadzano do konfliktu z rolnikami 5 wsi? Czy nie na zasadzie mafijnej dysponują 5 obwodami pod tzw. nosem? A inne koło wiodące prym w działalności społecznej, w tym w tak chwalonych budowach strzelnic, gospodarzy zaledwie na jednym polnym obwodziku, gdzie zwierzyna gruba nigdy nie zachodzi. I co zrobili ci działacze zwłaszcza "z okolic Nowego Światu", aby do takich spraw nie dopuścić, a rodzące się likwidować w zarodku? I jest dalej nieodwoływalny Roman Laszuk, który swoją postawą zrobił więcej zła łowiectwu, niźli 10 portali piszących o mafiach! A może to tylko przypadek dot. tylko dwóch okręgów, a w innych to tylko "miód i malina"?

Zachowując pozory obiektywizmu Andrzej Brachmański przyznaje: ..."Pewnie, że w stutysięcznej organizacji nie wszystko jest cacy (pokażcie mi zresztą taką, w której jest), pewnie, że niektórzy nasi koledzy działacze czasami postępują niewłaściwie, a nawet niegodnie; pewnie, że nie zawsze jesteśmy zadowoleni z pracy etatowych pracowników Związku; pewnie, że to i owo trzeba by poprawić"... Taka wypowiedź budzić musi sprzeciw. Fakt, że gdzie indziej też dzieje się źle nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla organizacji, która ma na sztandarach wyszyte szlachetne hasła, najczęściej szermuje słowami „honor", "etyka", "koleżeńskość”. Mówi też o sobie, że jest najlepszą na świecie! Żadna inna o taka renomę nie zabiega. To chyba do czegoś zobowiązuje. A że ten cytat to "mowa trawa", można się przekonać czytając Łowca Polskiego, którego redaktorom jeszcze nigdy w historii powojennej nie przeszło przez pióro, że np. ..."koledzy działacze czasami postępują niewłaściwie, a nawet niegodnie"..., albo że kierownictwo nie jest zadowolone z pracy etatowych pracowników Związku. Wszystko jest przecież zawsze cacy i wspaniale.

Brak prężności i szybkich reakcji oraz fakt nierównego traktowania członków, co najbardziej widoczne jest sądach łowieckich, stwarza być może mylne, ale silne wrażenie potęgowane nagminnością przypadków, że w PZŁ panują stosunki układowe, członkowie usytuowani są w roli poddańczej bez większego wpływu na całokształt. Takie przeświadczenie wzmacniane jest powszechnie znanymi trudnościami w zostaniu myśliwym w monopolistycznym Związku. Bez znajomości, uprawianie umiłowanej pasji w kole nie jest możliwe. Zarządy kół mają więc okazję budowania "demokratycznej" większości poprzez przyjmowanie swojej rodziny i znajomych, którzy doznawszy tej łaski muszą realizować politykę tych, którzy ich przyjęli do koła. „Działacze” w utrwalaniu swej pozycji wykorzystują naturalny odruch mas do eliminacji swoich przeciwników. Za wykluczeniem z koła głosują nakręceni owczym pędem także ci, którzy skreślanego na oczy nie widzieli, ale w ten sposób przychylają nieba swemu prezesowi lub eliminują konkurenta ustawiającego się w kolejce po odstrzał byka, odyńca czy medalowego kozła. I taka to "demokracja" widziana w austriackim gadaniu Andrzeja Brachmańskiego.

Nie ustrzegł również się Adrzej Brachmański od podniesienia zgranego już przez lata tekstu, że ..."ten czarny obraz cieszy zwolenników rozgonienia PZŁ i prywatyzacji. Dlatego należy z takimi pomysłami walczyć".... Nie można żądać jawności, uczciwości, transparentności, informacji, nie można krytykować działaczy, podważać ich kwalifikacji, ani dopominać się o zmianę wykutych w PRL struktur, choćby tak oczywistych jak zmniejszenie ilości okręgów. A nie można dlatego, że na progu czai się mityczna prywatyzacja, która zmieść ma ten wspaniały Związek, a myśliwych pozbawić prawa do polowania. Ciekawe, czy ci nawet najbardziej zachowawczo myślący w naszym Zrzeszeniu, szukają fryzjera, piekarza, sklepiku i centrum handlowego tylko w przedsiębiorstwie państwowym lub spółdzielczym? Ciekawe, czy brzydzą się broni, optyki, telewizorów i samochodów wyprodukowanych w firmach prywatnych? Zaręczam, że gdyby powiał sprzyjający wiatr historii i dzisiejszym obrońcom modelu przydzielonoby najlepsze i już sprywatyzowane obwody łowieckie, to wobec prywatyzacji łowiectwa zdanie zmieniliby od razu.

A swoją drogą gdybym miał możliwość wzorem Andrzeja Brachmańskiego robienia sobie zdjęć ze sztucerem i kapelusikiem na głowie na tle pięknego byka dwunastaka, pewnie także bym peany na cześć jedynie słusznego modelu wypisywał. Bo na tle dubleta z lisów, natchnienie do tworzenia nie do końca słusznych laurek nie przychodzi.

Dział w Łowcu Polskim, w którym Andrzej Brachmański napisał swój artykuł nazywa się "Po linii", ja dodałbym to tego jeszcze jedno słowo, żeby przypomnieć zapomniane już "Po linii i na bazie".

PS - młodych, nie znających kontekstu "Po linii i na bazie", odsyłam do starszych kolegów w kole, na pewno im to wyjaśnią.