![]() |
Czwartek
06.07.2006nr 187 (0340 ) ISSN 1734-6827
Mnie też się podoba okładka książki otwierającej Ostoję, także muzyka. Koledze z zaprzyjaźnionego koła okładka się nie podoba z powodu koloru. Źle mu się kojarzy. Łacińskie przysłowie „De gustibus ...” mówi, że o gustach się nie dyskutuje. Nie można więc oceniać Ostoi w kategoriach upodobań, bo każdy ma inne. Można i trzeba mówić o faktach, zdarzeniach i treści; jak skomentował na tej stronie Zubel, jego „apetyt na łowiectwo znacznie wykracza poza ramy tego programu”. Podstawowe pytanie, jakie nasuwa się po obejrzeniu przynajmniej kilku odcinków, brzmi: czy to jest program łowiecki? Są dwa motywy, które zdominowały całość zamierzenia: krajobrazy i kuchnia myśliwska. Pierwszy wprowadza nastrój. Autorzy znajdują ciekawe zakątki kraju, w których pola, lasy i rzeki komponują się w urokliwy obraz, będący wszakże tłem, nie istotą. Tak można zilustrować każdą myśl, od krajoznawczej wycieczki po prognozę pogody. Obawiam się jednak, że jest to landszaft. Konkurencyjny program łowiecki z telewizji komercyjnej, wcale nie najlepszy, lub Zwierzyniec z Dwójki wstawiłby w te krajobrazy włóczące się psy i koty, „drugą ręką” a raczej obiema podpisując się pod zakazem ograniczenia liczebności zmory naszych pól. Razem z nieszczęsnymi wilkami od Profesora wzruszą serca wszystkich „prawdziwych” miłośników przyrody, wrogów „rzeźników” ze strzelbami. A my? My nic! Udajemy, że wokół nas sielanka. „Wsi spokojna, wsi wesoła ...” Kuchnia myśliwska w przeciwieństwie do innych działów jest stałym składnikiem Ostoi. Jeśli nawet nie dominuje w pojedynczym wydaniu, to przez swą częstotliwość występowania sprawia wrażenie, że zamrażarka i spiżarnia myśliwego jest pełna zajęcy, jelenich combrów, dziczych pasztetów i wątróbek oraz wszelkiego ptactwa. Na św. Huberta, u mnie tak nie ma! Ale tych dwa miliony telewidzów o tym nie wie. Dostali bowiem wiarygodną informację: oto Kowalski – myśliwy piecze sarninę! Biedna sarenka, napewno płakała, nim ją ten zbrodniarz z sadystycznych pobudek pozbawił życia. O nieporadności składniowej Mistrza ceremonii nie sposób pisać bez żenady. Stokroć przyjemniej słucha się cudzoziemca z Kuchni Pascala. Można wszakże pominąć te niezręczności, nie każdy rodzi się Cyceronem. Realizując jednak scenariusz wypadałoby unikać takich wypowiedzi: „Drodzy państwo, smaży nam się nasz farsz; sympatyczny smak farszu; sympatyczna zupa; naleśniki z dziczyzny” (chyba faszerowane dziczyzną?) – z dn. 30.10 2005r. „Smażymy naszą wątróbkę na maśle” – z dn. 13.11.2005r. „Przygotować solankę, żeby pływało nam jajko; żeby mięso stało się znakomicie smaczne, trzeba coś sympatycznego w kieliszku” – z dn. 27.11.2005r. Chlebem powszednim Ostoi są błędy poważniejsze. Z grupy merytorycznych: noga jelenia (27.02.05); słaby byk wytwarza dwa długie szydła (a na ekranie szpicak – 30.10.04); byk jeleń (z wypowiedzi Łowczego – 30.10.04; powinno być: byk jelenia); wszystkie odnogi powyżej opieraka to korona (a odnoga podkoronna? – 30.10.04). Nieporadności językowe: Trudno je zobaczyć (wilki), bo chodzą trop w trop. Z tego powodu chyba trudno je policzyć. W tym samym programie o wilkach (21.02.04): wyrządzają straty wśród rolników. Można sądzić, że któregoś zagryzły. Figlarna stylistyka (26.06.04): daleka odległość na tyle bliska, by można było je policzyć. Lisa jest bardzo dużo. Polujemy na dzik, sarna, zając. Oglądający te filmy myśliwy skoryguje mylne informacje. Ale jakie wyobrażenie zostanie u potencjalnego sympatyka? W Ostoi z dn. 11.12.05 widzimy strzelbę stojącą pod drzewem, bez nadzoru właściciela... Prowadzący polowanie (może Prezes) wręcza myśliwemu Złom. Ręce plączą się, zainteresowani nie wiedzą, że gałązkę jedliny podaje się lewą ręką, prawą ściskając prawicę wyróżnionego, że podaje się ją na czapce, kapeluszu lub nożu, ale rękojeścią do przodu. Jasne, że scena reżyserowana była na potrzeby programu, że tam na co dzień nie celebruje się takich obrzędów. Więc trzeba było wyćwiczyć! A po wszystkim solanka sympatycznie przyprawiona daje sympatyczny wygląd szynki. Program w zamyśle myśliwski, stał się koniunkturalny. Z obawy przed pseudoekologicznie nastawioną publicznością wyrzekł się łowieckich koneksji, stał się gładkim, poklepującym po ramieniu oponentów, obrazkiem dla młodzieży i miłośników przyrody. Aż nadto sielskie krajobrazy stanowią nie tylko prolog, ale i treść niemal każdej emisji. Quousque tandem abutere, Catilina, patientia nostra? Jak długo jeszcze... |