Wtorek
21.11.2006
nr 325 (0478 )
ISSN 1734-6827
Listy do redakcji
Dlaczego złożyłem doniesienie autor: Jarosław Gaweł
Szanowni koledzy

Dziękuję za posty. List, na którego publikację wyraziłem zgodę skierowany był do kolegów z Naczelnej Rady Łowieckiej i dlatego w wielu miejscach był dla Was niejasny. Nic dziwnego. Skoro jednak powiedziało się „a”…

Jestem głęboko przekonany, że Polski Związek Łowiecki znajduje się na bardzo niebezpiecznym zakręcie. Przypomina trochę pędzący, pozbawiony hamulców samochód, za którego kierownicą siedzi pirat drogowy. Problem polega na tym, że to my jesteśmy pasażerami.


W swych postach pytacie głównie o to, dlaczego tak późno zareagowałem na „działalność” pana Blocha. Otóż głównie dlatego, że takich decyzji jak złożenie zawiadomienia do prokuratury nie podejmuje się z godziny na godzinę. Nawet nie z dnia na dzień. 80-letnia historia PZŁ nie zna takiego przypadku. Hamująco działało na mnie nie tylko poczucie korporacyjnej lojalności, ale także obawa, że takie publiczne „pranie brudów” może zaszkodzić naszej organizacji. A jednak się zdecydowałem. Dlaczego? Dlatego, że dalsze milczenie byłoby dla Związku jeszcze bardziej szkodliwe. Był to w gruncie rzeczy krok ostateczny, w pewnym sensie akt rozpaczy wywołany dojmującym poczuciem bezsilności i bezradności instytucji PZŁ powołanych właśnie do tego, aby takie nadużycia nie miały miejsca. Dopiero wówczas, gdy okazało się, że nie można przeciwstawić się działającemu w poczuciu bezkarności, zadowolonego z siebie, depczącego wszelkie zasady moralne despoty inaczej, jak tylko odwołując się do organów ścigania.

A teraz bardziej konkretnie. Od lat w biurze ZG PZŁ panuje zasada, że najbliższym „biurowym” współpracownikiem przewodniczącego jest kierownik Działu Organizacji. Otóż kierownictwo Działu Organizacji objąłem w roku 2001. Do tego czasu kierownikiem był Zbyszek Masłowski – współautor złożonego do prokuratury zawiadomienia o przestępczej działalności pana Blocha. Afera samochodowa (patrz: mój list do członków NRŁ) odbyła się niejako za moimi plecami, choć jej finał obserwowałem już z bliska. Sam uczestniczyłem w negocjacjach na temat sprzedaży jednego z tych bezużytecznych samochodów pewnej firmie i ponownego przekazania jej Zarządowi Głównemu. Uważałem wówczas, że pan Bloch popełnił fatalny błąd, do którego zresztą się przyznał w rozmowie w cztery oczy. Pomyślałem: ktoś go „wpuścił w maliny”. Na pewno jakiś nieuczciwy facet. Po roku okazało się, że ten „nieuczciwy facet” jest dobrym znajomym pana Blocha, który mu wypisywał darmowe odstrzały darmowe odstrzały w ośrodkach hodowli zwierzyny ZG PZŁ! A ich przyjaźń datuje się właśnie od czasu owej afery z samochodami!

Później byłem świadkiem „przekrętu” z albumami (patrz: mój list do NRŁ) a następnie z podarunkami w ramach lobbingu i szeregu innych „działań” zadufanego w swą bezkarność pana Blocha. Coraz bardziej zuchwałych i coraz bardziej kompromitujących. O wszystkich tych sprawach informowałem przewodniczącego Głównej Komisji Rewizyjnej PZŁ. Ówczesny jej przewodniczący – Igor Wojtowicz wiedział o tych sprawach, lecz wszelkie jego próby dokonania głębszej kontroli działalności Zarządu Głównego spotykały się z natychmiastową kontrakcją pana Blocha i wówczas przewodniczący GKR z nieznanych mi powodów, robił „krok do tyłu”. No cóż, nie będę tego teraz komentował. Może innym razem.

W 2005 roku rozochocony swymi kolejnymi „sukcesami biznesowymi” i coraz większym poczuciem bezkarności pan Bloch postanowił powtórzyć „numer” z wydawnictwem „przepuszczonym” przez zaprzyjaźnioną fundację, ale tym razem na znacznie większą skalę. Miał to być podręcznik dla adeptów łowiectwa. Książka miała być nieco tańsza niż album, ale za to wydana i sprzedana (co oznacza zakupiona przez PZŁ) w ilości 30 000 egzemplarzy! Opracowanie koncepcji, sporządzenie szczegółowego konspektu, dobór autorów oraz prace redakcyjne spadły na mnie, zaś „stronę biznesową” miał prowadzić jak zwykle, w imieniu pana Blocha, stary znajomy z czasów albumu. Pan Bloch podpisał już w tej sprawie dokument, który nazwał listem intencyjnym, zaś jak się później przekonałem, było to porozumienie na wydanie podręcznika. Bez uchwały ZG PZŁ, bez wiedzy NRŁ, poza preliminarzem budżetowym; słowem w swoim starym, wypróbowanym stylu. Wszystko zapowiadało się dla niego doskonale, do chwili gdy widząc co się dzieje i nie chcąc brać udziału w tym „przekręcie” odmówiłem współpracy i poinformowałem o zamiarach pana Blocha ówczesnego prezesa NRŁ – Kolegę Jerzego Czepułkowskiego. Ten „numer” udało się nam zablokować – pan Bloch musiał wycofać się rakiem z podpisanego porozumienia z wydawnictwem „Multico” i przekazać wydanie podręcznika do „Łowca Polskiego”. Szybko jednak podjął kroki odwetowe. Dokonał reorganizacji biura pozbawiając mnie kierowania Działem Organizacji, zaś po kraju rozpowszechnił insynuacje jakobym to ja, a nie on, w porozumieniu z jego znajomym od albumu „kombinował” coś przy podręczniku.

Tego było za wiele. W kwietniu 2006 roku złożyłem wraz ze Zbyszkiem Masłowskim, którego doświadczenia ze „współpracy” z panem Blochem były podobne, doniesienie do prokuratury. Samo doniesienie do prokuratury nie zamyka sprawy. Wiemy bowiem jak długo trwają postępowania w takich sprawach. Tymczasem pan Bloch pozostaje w dalszym ciągu poza jakąkolwiek kontrolą, a czas w pracy poświęca na zacieranie śladów swej niechlubnej dzielności pobierając za to (nie)godziwe wynagrodzenie. Jak wysokie? – o tym przy innej okazji.
Raz jeszcze dziękuję, za posty – zarówno za te wspierające jak i te sceptyczne. Rozumiem niedowiarków, bowiem zgodnie z porzekadłem: im bardziej pospolite i banalne są nadużycia tym trudniej w nie uwierzyć. Pytacie często: co na to wszystko Naczelna Rada Łowiecka? To pytanie kierujcie do swych okręgowych przedstawicieli w NRŁ. Jestem przekonany, że większość z nich zdaje już sobie sprawę z powagi sytuacji.

Myślę, że nadchodzi czas, aby uczynić działalność władz wykonawczych naszego Zrzeszenia bardziej jawną i poddać ją rzetelnej, autentycznej kontroli. Należy ujawnić wszystkie mechanizmy, które doprowadziły do paraliżu społeczną kontrolę nad poczynaniami organów wykonawczych naszego Zrzeszenia, a szczególnie przewodniczącego ZG PZŁ i wprowadzić takie zasady organizacyjne, które uniemożliwią w przyszłości powstawanie patologicznych sytuacji jak ta, z którą mamy obecnie do czynienia. W przeciwnym wypadku pójdziemy w ślady Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Mam świadomość, że czeka nas trudne zadanie, albowiem spotkamy się z rozpaczliwym oporem zagrożonego w swym władztwie autokraty, a dla ludzi pokroju tego pana żadne pożegnanie nie jest trudniejsze jak pożegnanie z władzą.