Środa
08.02.2017
nr 039 (4210 )
ISSN 1734-6827
Dziennik na gorąco
Jak "legalnie" strzelić dwa dziki prośne w lutym autor: Stanisław Pawluk
W dniu 29 stycznia 2017 roku prezes koła Koła Łowieckiego "Słonka" w Grzmiącej, a jednocześnie wieloletni członek Okręgowej Rady Łowieckiej Eugeniusz T., o którym pisałem wczoraj w artykule "Swoim" krzywdy nie zrobimy wraz z przewodniczącym Komisji Rewizyjnej koła, obrońcą prezesa w opisanej wyżej sprawie Januszem Krawczykiem oraz członkiem KR koła i jednocześnie strażnikiem łowieckim Bogdanem Świderskim polowali na dziki na dwóch obwodach koła. Janusz Krawczyk na jednym obwodzie, a prezes i strażnik na drugim. W tym dniu polowało jeszcze kilku myśliwych ale los miał sprawić, że po jednym dziku strzelili właśnie wymienieni wyżej.

Z książki wpisów wynika, że strzelono trzy sztuki i wszystko z pozoru wygląda normalnie. Dwa z tych dzików, przelatka i warchlaka zawieziono do skupu jako depozyt mający uświetnić zbliżającą się uroczystość koła. Trzeciego rzekomo pobrał na użytek własny Bogdan Świderski. Piszę "rzekomo" bowiem to co nastąpiło później podważyło wiarygodność jego wyjaśnień i wpisów w książce ewidencji myśliwych, tak co do tego kto ile dzików strzelił, jak i co do tego, ile naprawdę i jakich dzików strzelono. Wątpliwości powstały po tym, co w dniu polowania i w dniu następnym ustaliła Straż Leśna w asyście czterech myśliwych z KŁ "Słonka". Okazało się, że w miejscu polowania wykonywanego przez Janusza Krawczyka odnaleziono miejsce patroszenia dwóch dzików, a przy patrochach znajdowały się płody pochodzące od dwu różnych dzików. Według Janusza Krawczyka i Bogdana Świderskiego przekazanych kierownikowi Straży Leśnej Nadleśnictwa Połczyn Cezaremu Niedzieli, również członkowi tego koła, który w tym samym dniu 29 stycznia polował na tym samym obwodzie co prezes i strażnik, oba te dziki wylądowały w skupie na potrzeby koła. A fakt patroszenia dzika na innym obwodzie Bogdan Świderskie tłumaczył przewiezieniem tuszy na odległość parę kilometrów, notabene bardzo złymi drogami leśnymi, aż do miejsca polowania Janusza Krawczyka. Tam miały być dwa dziki wypatroszone, a płody pozostawione na miejscu patroszenia. Dziki miały być przelatkiem i warchlakiem i nie miało być mowy, żeby któryś z nich był lochą, co wynikało ze słów myśliwych.

Dlaczego Bogdan Świderski zadał sobie tyle trudu aby nie patroszonego dzika załadować, zawieść marnymi drogami do kolegi, tam wypatroszyć i ponownie załadować, wywożąc w nieznanym kierunku, tego nie ustalono. To co ich koledzy w koła ustalili, to że na miejscu polowania Bogdan Świderski nie było śladu ciągnięcia tuszy, czy jej załadunku, a na białej pokrywie śnieżnej nie znaleziono kropli farby. Ponadto patrochy jednego z dzików świadczyły, że musiał to być bardzo duży dzik. Wątpliwości pogłębia także fakt, iż Bogdan Świderski osobiście dokonał ważenia dzika w miejscu odległym około 30 km, podczas gdy uchwała obowiązująca w kole nakazywała ważenie na specjalnie w tym celu zakupionej wadze w odległości około 3-4 km od miejsca polowania i nie okazał dzika łowczemu koła, czego wymagała uchwała WZ. Z tłumaczeń zainteresowanych wynika, że jak w skupie są tusze dzików przez nich strzelone, to Bogdan Świderski zabrał na użytek własny dzika strzelonego przez prezesa koła Eugeniusz T. Tuszy tego dzika, ani mięsa, łba lub skóry z niego nikomu nie okazano, a pomimo zaangażowania w sprawę nadleśnictwa, policji, a w końcu i rzecznika dyscyplinarnego PZŁ, nikomu jakoś nie wpadło do głowy sprawdzić, co też naprawę Bogdan Świderski i Eugeniusz T. odstrzelili i za wiarę przyjęto oświadczenie tego pierwszego, że dzik jest już rozebrany i nic po nim nie zostało.

Nie wiem czy odłożone na uroczystość koła dziki będą wszystkim smakowały. Raczej wątpię, bo co najmniej wśród części myśliwych z koła polowanie to na długo pozostawi niesmak. A o tym co ustali PSŁ, policja i rzecznik dyscyplinarny poinformujemy. Mam przeczucia graniczące z pewnością, że prowadzone postępowania zostaną umorzone.

Poniżej przedstawiamy relację komendanta Straży Leśnej Nadleśnictwa Połczyn Cezarego Niedzieli, który zabezpieczał dowody na potrzeby prowadzonego postępowania. Z zamieszczania zdjęć bardziej makabrycznych zrezygnowaliśmy, a umieszczając te widoczne w relacji, zmieniliśmy je elektronicznie, aby nie epatować widzów drastycznymi scenami.