Czwartek
09.02.2006
nr 040 (0193 )
ISSN 1734-6827
Opowiadanie
Szpon autor: ANDY
Po ogromnym upale wieczór nie przynosi ochłody. W lesie jest duszno, parno. Wiatr zdechł definitywnie. Cały skąpany we własnym pocie z klejącą się koszulką wolno idę skrajem lasu w kierunku usytuowanej na tzw. „Bukach” ambonie. Do najbliższej, ostatniej chałupy w przysiółku jest kilkaset metrów. Po zagłębieniu się w las otacza mnie gruby, bukowy drzewostan z niewielką ilością podszytu złożonego z ostrężyn i maliniaczy. W jesieni można tutaj spotkać dorodne, o białych trzonach prawdziwki z maleńkim, ciemnobrązowym kapeluszem. Nazywam je solniczkami lub „pęcołkiem”.

Wolno, ocierając pot, wlokę się do ambony usytuowanej obok ścieżki. Zaczęła się ruja. Kozły są na biegu i wściekle szybko reagują na pisk wabika. Niestety wściekle też reaguje na nadmiar potu całe latajace i kąsające tałatajstwo. Tłukę się po twarzy i dłoniach. Niewiele to pomaga, a nawet powoduje dalsze strumienie potu, przyciągając kolejne eskadry tego obrzydlistwa. Zawsze się zastanawiałem po co Pan Bóg stworzył, gzy, komary i kleszcze...

Widzę w końcu ambonę i po obejrzeniu okolicy, powoli włażę na ławeczkę. Rozgrzana, duszna, nasycona elektrycznością atmosfera i chyba miłością też. Słyszę leciutki pisk - jeden, drugi. Zastygam w oczkiwaniu. Nawet nie próbuję sięgać do kieszeni po wabik. Ten żywy jest bardzo blisko i na pewno mu nie dorównam w skuteczności. Poza tym ma jeszcze odwiatr. Ja najwyżej mogę cuchnąć potem wymieszanym z wonią kosmetyków, monopolu tytoniowego i benzyny.
Kolejny pisk, znowu, i nagle widzę - jest siuta. Wolno idzie przez maliny i piska. Wybucha nagle jakieś sapanie i łomot cewek, jak spod ziemi pojawia się sylwetka kozła. Idzie z pyskiem przy ziemi jak wyżeł na tropie i sapie. Koza stoi w oczekiwaniu, widzi go, a gdy cap podchodzi, wolno i zwiewnie uchodzi parę kroków. Widać, że ucieka dla przyzwoitości, cała w miękkim i napiętym oczekiwaniu tego, co nieuchronne...
Nawet nie sięgam po broń - nie mógłbym zburzyć tego misterium. Cap ma na łbie niezłą kolekcję i na pewno ok. 7 lat. Widać, że jest w szczycie swych dni. Jest pewny swego, ale widok jego pyska i zachowanie budzi we mnie dziwne skojarzenie, on też głupieje na widok spódniczki...

Sarny się wyniosły zajęte swymi sprawami. Dzień się kończy, robi się coraz ciemniej. Siedzę dalej mimo, że szanse na cokolwiek coraz mniejsze, a duchota jeszcze się wzmaga. Liczę, że może jakiś czarny zwierz zdecyduje się na ziemniaki gospodarza z niedalekiej chałupy. I nagle, aż mnie wstrząsa po bliskim huu, huu! Puchacz się wybrał na łowy i straszy biedne ptaszki. Czeka, aby capnąć któregoś z nieostrożnych, gdyż one jak oszalałe ze strachu zaczynają rozbijać się w zapadającym zmroku. Słychać go w różnych partiach lasu, ale dość blisko ambony na której siedzę, mocarny głos słyszę wyraźnie. Nagle łomot na dachu ambony! Coś palnęło ze sporą siłą i zaczyna tupać na obrzeżu daszku. Na wysokości swoich oczu i końca nosa widzę ogromne szpony od spodu wciśnięte w daszek. Ptak siedzi spokojnie i nie rusza się. A ja robię coś bardzo głupiego - wystawiam dłoń i delikatnie ściskam ten szpon od dołu. Niesamowity łomot i monstrualny wrzask, tak, wrzask rozdziera powietrze! Na twarzy czuję podmuch, a z palca kapie krew. Na szczęście to tylko przecięta skóra. Gdybym złapał mocniej i w poprzek, chyba straciłbym palec. Zrobiło mi się bardzo głupio - tak wystraszyć tego mocarza. Zniesmaczony, rozładowuję broń i owijając dłoń w chusteczkę, bo krwawi mocno, zaczynam schodzić w dół...


Braciejowa - Południk 1984

Komentarze
14-02-2006 19:57 DonMialem kilkakrotnie podobne zdarzenie, tylko odwagi zabraklo, a i tlumaczylem sie tym iz ,, ptaszka" szkoda sploszyc. Choc ochota byla, oj byla. A palce o kilka cm od szpon byly.Teraz juz nie zaluje :-)) Dziekuje i pozdrawiam.
09-02-2006 19:44 Jozef StarskiWreszcia "Andy" doczekałem się od Ciebie opowiadania. Fajne, podobają mi się w nim niektóre odniesienia jak to;..."Cap...widok jego pyska i zachowanie budzi we mnie dziwne skojarzenie, on też głupieje na widok spódniczki"...To dobre. A na Twoje pytanie - "Po co Pan Bóg stworzył...komary..." - mógłbym odpowiedzieć, że "aby chronić lasy przed mięczakami i turystyczną stonką". Mnie polującemu w kanadyjskich lasach dokuczają nie tylko komary ale przede wszystkim czarne muszki (trochę gorsze cholery od polskich meszek) i inni latający krwiopijcy. Nie można ich zwalczyć, trzeba nauczyć sie żyć z nim, zabezpieczać...Gdyby nie one między innymi, to już dawno kanadyjska puszcza byłaby zagospodarowana. Znam wielu ludzi, którzy właśnie z powodu muszek i komarów, omijają z daleka puszczę, szczególnie wiosną, latem, a także wczesną jesienią. Darz Bór i nie łap nikogo i niczego za szpony!
09-02-2006 17:57 Alej..... Nad głową, Nemrodowi z Tarnowa, Szponiasta usiadła - raz -sowa. Brrrrrr. Gdyby Go tak porwała, Opowieść by miejsca nie miała. Szczęściem, pod daszek się schował ...
09-02-2006 17:16 krogulecWybacz Andy ale gdybyś mnie chciał ścisnąć szponek napewno bym tak nie oponował jak dziewica! pozdrawiam szponiasty ps. i pomyśleć patrząc za okno że jest taka pora roku jak lato no popatrz ?!